Często dostaję od Was wiadomości związane z tematem języków obcych. Na jakim poziomie trzeba znać język by poradzić sobie na emigracji, jak poprawić swoje umiejętności, czy warto studiować filologię... Nie lubię pisać typowo „poradnikowych” postów, dlatego dodam coś od siebie - jeśli ktoś jest ciekawy, to zapraszam do czytania.
Zacznę najpierw od tego, jak to było ze mną i językami obcymi oraz studiami na filologii
Może to Was zaskoczy, ale wcale nie uczyłam się języków od dzieciństwa i nigdy nie chciałam zostać nauczycielką. Nie chodziłam też na żadne kursy językowe czy dodatkowe lekcje (co do tej pory żartobliwie wypominam mojej mamie:)).
Języków obcych nauczyłam się po prostu w szkole, a następnie na studiach filologicznych. Maturę zdecydowałam napisać „na odczepnego” z polskiego oraz geografii i postawiłam wszystko na języki: wybrałam rozszerzone angielski i niemiecki.
Zacznę najpierw od tego, jak to było ze mną i językami obcymi oraz studiami na filologii
Może to Was zaskoczy, ale wcale nie uczyłam się języków od dzieciństwa i nigdy nie chciałam zostać nauczycielką. Nie chodziłam też na żadne kursy językowe czy dodatkowe lekcje (co do tej pory żartobliwie wypominam mojej mamie:)).
Języków obcych nauczyłam się po prostu w szkole, a następnie na studiach filologicznych. Maturę zdecydowałam napisać „na odczepnego” z polskiego oraz geografii i postawiłam wszystko na języki: wybrałam rozszerzone angielski i niemiecki.
Zdjęcie z maturalnej klasy - języki obce to były tak naprawdę jedyne przedmioty, do których się przykładałam :) |
Jako że matura z języków poszła mi dobrze, postanowiłam złożyć podanie na studia dwujęzykowe (angielski + niemiecki) do uniwersyteckiego kolegium nauczycielskiego. Mój licencjat trwał 3,5 roku i od samego ich rozpoczęcia zaczęłam udzielać korepetycji, by sobie dorobić. Miałam też w międzyczasie 2 lata praktyk w szkole, dzięki czemu otrzymałam uprawnienia pedagogiczne.
Oczywiście zarzekałam się, że nie będę w przyszłości nauczycielką, dlatego po zakończeniu licencjatu poszłam na magisterkę na wydziale ekonomicznym (a przed moimi oczami stały wizje o pracy w prosperujących firmach lub o własnym biznesie... tja... :]). Ale i tak ciągle żyłam głównie na udzielaniu korepetycji czy okazjonalnych zleceniach jako tłumacz. Przez te 6 lat bardzo polubiłam to zajęcie i moich uczniów. Zdecydowałam się jednak coś zmienić i później już wiecie – wyjechałam do Anglii.
A teraz trochę praktyki: Co robiłam w szkolnych czasach, by dodatkowo nauczyć się języków? Tak naprawdę to niewiele, jedynie w wolnym czasie:
Oczywiście zarzekałam się, że nie będę w przyszłości nauczycielką, dlatego po zakończeniu licencjatu poszłam na magisterkę na wydziale ekonomicznym (a przed moimi oczami stały wizje o pracy w prosperujących firmach lub o własnym biznesie... tja... :]). Ale i tak ciągle żyłam głównie na udzielaniu korepetycji czy okazjonalnych zleceniach jako tłumacz. Przez te 6 lat bardzo polubiłam to zajęcie i moich uczniów. Zdecydowałam się jednak coś zmienić i później już wiecie – wyjechałam do Anglii.
A teraz trochę praktyki: Co robiłam w szkolnych czasach, by dodatkowo nauczyć się języków? Tak naprawdę to niewiele, jedynie w wolnym czasie:
- Drukowałam sobie teksty zagranicznych piosenek, tłumaczyłam je oraz potem śpiewałam, ćwicząc w ten sposób wymowę.
- Poznawałam ludzi na międzynarodowych komunikatorach internetowych (a konkretnie ICQ), czatowałam z nimi, wymienialiśmy maile.
- Czytałam blogi amerykańskich nastolatek, bo fascynowała mnie kultura amerykańska.
- Byłam (i nadal jestem) fanką gramatyki, dlatego czasem porobiłam sobie gramatyczne zadania.
Jeśli chodzi o kontakt z żywym językiem, to jako nastolatka jeździłam na wakacje do cioci w Niemczech, gdzie miałam niemieckie koleżanki. Zaraz po maturze wyjechałam też jako au pair do Luksemburga, a potem podczas studiów byłam jeszcze 2 razy au pair w Irlandii. Wszelkie dłuższe pobyty za granicą są naprawdę pomocne przy nauce języka.
Oczywiście studia na kierunku filologicznym dały mi bardzo wiele i znacznie podniosły mój poziom językowy (i były ciekawe, w dodatku mieliśmy jeszcze lektoraty z trzeciego języka – hiszpańskiego). Nie uważam jednak, że filologia jest potrzebna komuś, kto chce jedynie nauczyć się języków i nie wiąże przyszłości z nauczaniem czy typowo językową pracą.
To tyle w pierwszej części - wyszedł długi wstęp. W drugiej chciałabym dodać więcej praktycznych informacji - doświadczenia wyniesione z lekcji z moimi uczniami, co warto wypróbować, o czym nie zapominać przy nauce języka... Takie osobiste spostrzeżenia.
Jeśli macie jakieś konkretne pytania to proszę napiszcie. A może macie własne przemyślenia odnośnie nauki, znacie jakieś języki obce?
bardzo długi okres czasu uczyłam się angielskiego, i to dość intensywnie
OdpowiedzUsuńtydzień temu byłam w UK
sporo rozumiałam, ale zdała sobie sprawę ile jeszcze przede mną :)
Każdy wyjazd zagraniczny daje bardzo wiele przy nauce, o ile oczywiście nie przebywa się jedynie wśród Polaków :)
UsuńCzesto slysze ze poziom jezyka potrzebny na emigracji to tzw. ,,zeby sie dogadac'' . Niestety nie zgodze sie z tym bo zycie na obczyznie wymaga czasem napisania listu do urzedu czy wizyty u lekarza i wtedy nasza wiedza moze nie byc wystarczajaca. Bardzo doceniam przygotowania akademickie bo pozwala rozumiec o czym sie mowi i uczy rowniez o kulturze krajow anglojezycznych. Mnie osobiscie bardzo pomogla miedzynarodowa matura i nauka np. biologii czy histori po angieslku. Dzieki temu moge pracowac w biurze i zajmowac sie korespondencja firmowa. Planujacym emigrache czy do UK czy gdziekolwiek nie polecam zakladania ze podlapiemy jezyk na miejscu. Warto rowniez poczytac o kulturze i zwyczajach wtedy na pewno bedzie nam latwiej sie odnalezc;)
OdpowiedzUsuńTo prawda... Ponadto wiele osób uważa, że wystarczy im jedynie umiejętność mówienia w obcym języku i kompletnie pomijają naukę pisania czy gramatyki.. A później przychodzi jakaś ważna sprawa do załatwienia czy dokument do wypełnienia i wtedy jest problem.
UsuńCo do pracy, to na pewno zależy od jej rodzaju. Do pracy fizycznej czy w gastronomii często wystarczają podstawy, ale w innych pracach wymagania są zazwyczaj o wiele wyższe.
pamiętam mój pierwszy wyjazd do Anglii jak już myślałam, że tak świetnie mówię i już na lotnisku miałam problem, żeby ich zrozumieć;D fajna notka, chętnie przeczytam następną:]
OdpowiedzUsuńZ gramatyką to ja mam nie małe problemy, więc cię podziwiam całym sercem. Moja siostra już prawie robi magisterkę z filologi właśnie :). Z niej również jestem dumna.
OdpowiedzUsuńChcialabym miec na tyle samozaparia, aby porzadnie nauczyc sie jezykow. :)
OdpowiedzUsuńJa na szczęście nigdy nie miałam problemu z angielskim i zawsze był to mój ulubiony przedmiot. Na pewno dzięki mamie byłam od początku trochę do przodu bo w drugiej klasie chyba zapisała mnie na zajęcia do studentki filologii właśnie :) Dopiero od trzeciej klasy miałam angielski w szkole.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam że piosenki bardzo pomagają :) Choc nigdy nie przykładałam się aż tak by drukować teksty. Na pewno też pomaga oglądanie filmów z napisami a nie z lektorem. Na tyle że teraz napisy mogę całkowicie wyłączyć (tylko nie w "Chirurgach" xD).
A wyjeżdżanie za granicę z poziomem "byle się dogadać" to skazywanie siebie na pracę na zmywaku :P Sama wiem jak mnie traktowali w USA. Nikt się nie martwił o to czy zrozumiem. Pierwsze dni to był koszmar choć w Polsce na przesłuchaniu wstępnym dostałam 4/5 z umiejętności językowych. Takich z 3/5 też wysyłali do Stanów. Współczuję im ;)
Dodatkowe lekcje (o ile oczywiście zarówno uczeń jak i nauczyciel się starają) naprawdę dużo dają, sama widziałam to po moich uczniach, zawsze bardzo się cieszyłam, jak po pewnym czasie dzielili się ze mną swoimi sukcesami w szkole :)
UsuńMiałaś widocznie szczęście do dobrych nauczycieli w szkołach :) U nas przez gimnazjum nie ruszyliśmy z programem poza prezent simple i prezent continous, bo co chwila zmieniano nam nauczycieli, a oni zaczynali program od początku. W liceum nie było lepiej. Chodziłam do klasy z rozsz. j.ang, a był to przemdiot na którym najbardziej można było się obijać. Nie wyniosłam z tych 3 lat niczego. Gdyby nie dodatkowe lekcje w gimnazjum pewnie dziś mój język angielski byłby na zerowym poziomie. Niestety jestem zdania, że jeśli ktoś naprawdę chce znać język to nauka w szkole to niestety za mało. Albo trzeba przysiąść w domu w wolnym czasie albo uczyć się dodatkowo na kursach. NO i przede wszystkim mieć kontakt z językiem. Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio mówiłam po angielsku...
OdpowiedzUsuńWiadomo, jeśli chęci nie ma, to nawet w najlepszych warunkach nic się nie zdziała...
UsuńJa rzeczywiście w szkole miałam świetne nauczycielki, dodatkowo sporo godzin angielskiego i niemieckiego, w maturalnej klasie zapisałam się też na fakultety z tych przedmiotów. Do dzisiaj cieszę się, że trafiłam na taką fajną szkołę :)
Teoretycznie znam dwa języki: niemiecki i angielski. Niemieckiego uczyłam się przez 12 lat, swego czasu byłam z niego bdb, wygrywałam wiele konkursów (gł.ustnych), a na dzień dzisiejszy potrafię wypowiedzieć jedynie kilka zdań:/ Trochę żałuję, że zaprzepaściłam te wiedzę, ale nie wiem z jakiego powodu tak się stało. Być może odpuściłam sobie w momencie, gdy miałam w liceum mało wymagającą nauczycielkę i już "nie musiałam". Angielskiego natomiast zaczęłam uczyć się dopiero w liceum, choć od dzieciństwa rozumiałam wiele słówek, właśnie dzięki zagranicznym piosenkom (również polecam wszystkim taki sposób nauki;)). Pomimo tego, że uczyłam się go jedynie 3 lata w liceum, to zdawałam z niego maturę. Do dzisiaj jestem zachwycona tym językiem i choć wiem, że nie jestem z niego perfekcyjna, to udało mi się uzyskać na studiach certyfikat z poziomu B2+.
OdpowiedzUsuńOj doskonale Cię rozumiem.. u mnie z niemieckim dzieje się tak samo... teraz praktycznie w ogóle go nie używam i czuję, jak dosłownie z każdym dniem moja znajomość niemieckiego zanika. Najgorsze to uczucie, że właśnie zaprzepaszcza się tyle lat nauki...
Usuńnauka języków to u mnie temat rzeka... Miałam fazę na angielski kiedy spędzałam na kontakcie z nim kilka godzin dziennie (filmy, podcasty, książki plus prywatny lektor) i nawet czułam się w nim dość pewnie. A potem zaczęłam pracę w której paradoksalnie nie muszę znać zadnego języka obcego i powoli popadam w językową próżnie, znowu brakuje mi słów etc. Czy jest opcja zeby temu zapobiec (dlugi wyjaz za granicę nie wchodzi w grę)? Próbowałam zajęć konwersacyjnych w grupach bo na prywatnego lektora dla własnego widzimisie jednak szkoda mi kasy, ale efekt był marny - konczyło się na tym że słuchałam przez 1,5 h osób które mówiły gorzej ode mnie a nauczyciel nic nie poprawiał żeby ich nie peszyć.
OdpowiedzUsuńNieużywanie języka można porównać do nieużywanego narządu - po prostu 'zanika'. Dobrze jednak mieć opanowany poziom, bo potem nawet po dłuższej przerwie łatwiej można się wdrożyć.
UsuńSwoją drogą, Paryska, tłumaczenie piosenek to chyba najlepszy sposób na opanowanie języka, u mnie dawał najszybszy progres ;)
Millie - Zajęcia grupowe nie są dla każdego, więc nie masz się co przejmować, wiele osób nie jest zadowolonych z takiego sposobu nauki.. Postaram się w następnej notce napisać parę rozwiązań na to, by "nie cofać się w rozwoju" :)
UsuńSuzie q - Dobrze wiedzieć, że nie tylko na mnie ten sposób z piosenkami tak dobrze działał :) Zawsze strasznie się dziwiłam, ile nowych słów i całych zwrotów zapamiętywałam dzięki tłumaczeniom i wsłuchiwaniom się w teksty piosenek! Niby taki banalny sposób, a jak skuteczny :)
chcialabym w przyszlosci zostac tlumaczem ;D
OdpowiedzUsuńciekawy wpis :) osobiście ucze się jezyka angielsiego przez 5 lat i powiem szczerze, że na tyle lat to jestem na dość niskim poziomie. oczywiście dogadam się po angielsku, ale ciężko mi się 'otworzyć'. koniecznie muszę nad tym popracować. a co sądzisz o certyfikatach, np. FCE? warto je robić ?
OdpowiedzUsuńWiesz co, wydaje mi się, że FCE w dzisiejszych czasach jest niewarte robienia, bo to kupa kasy, a potwierdza znajomość angielskiego porównywalną do matury... A przecież maturę i tak będziesz pisać, prawda? :) Lepiej poczekać, podszkolić się i jak już się łapać za certyfikaty, to np. CAE, CPE albo jeśli chciałabyś studiować za granicą to TOEFL / IELTS. Na pewno będzie to bardziej przydatne niż FCE :)
UsuńDzięki za informację :) w sumie to masz rację, nigdy nie zastanawiałam się nad CAE bo to dla mnie bardzo wysoki poziom.
UsuńSuper, czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńkontakt z "żywym " językiem moim zdaniem daje najwięcej:)
OdpowiedzUsuńJa się muszę teraz trochę przyłożyć do angielskiego, bo chcę zdać CAE :)
OdpowiedzUsuńAleż uroczo w tym blondzie! :) Ja się właśnie szukam jakiegoś kursu językowego, niestety w szkole nie miałam szczęścia do nauczycieli od angielskiego, a na studiach uczyłam się podstaw włoskiego :)
OdpowiedzUsuńWłoski piękny język :)
UsuńCiekawy post :)
OdpowiedzUsuńjak zawsze inspirujesz :D
Ja jestem aktualnie na początku drogi z nauką francuskiego :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy i przydatny post :)
OdpowiedzUsuńCzekam na czesc druga.
Ja angielski jakoś tam znam i sobie radzę :) O tyle francuskiego nie mogę :(
OdpowiedzUsuńTak samo robiłam jeśli chodzi o teksty piosenek zagranicznych, to był świetny sposób, przyjemny i efektywny!
OdpowiedzUsuńCzekam na nast.czesc. Fajny sposob-tlumaczenie piosenek:) pozdrawiam kochana
OdpowiedzUsuńMoże znassz sposób na przełamanie blokady językowej? z którą wiele osob ma problem.
OdpowiedzUsuńCzekam na druga czesc posta.
Pozdrawiam :)
W następnym poście postaram się napisać, co na to można poradzić:)
Usuńno i kiedy ta część dalsza, bo doczekać się nie mogę :)
OdpowiedzUsuńNa pewno się takowy pojawi, cierpliwości :)
UsuńAlbo masz dobrą głowę do języków, albo miałaś dobrych nauczycieli :) ja planuję niedługo sama "usiąść" przy angielskim, bo z liceum nic nie wyniosłam:/ teraz na studiach też źle trafiłam...
OdpowiedzUsuńa na razie zmierzam do Twojego drugiego posta o językach:)