środa, 26 czerwca 2013

Sałatki sycąco - odchudzające :)

Ciekawa jestem, czy macie czasem okresy nadmiernego apetytu. Ja tak miałam ostatnio i w dodatku nie ćwiczyłam, co zaowocowało dodatkową warstewką tłuszczyku... Na szczęście jako wyjście z takiej sytuacji sprawdzają się sałatki, które (dosłownie) ratują mi tyłek, bo są lekkie, a zarazem sycące i zdrowe.

Cechy wspólne tych sałatek to:
- dużo warzyw - najlepiej świeżych, ale nie tylko
- zawartość białka - mięso, owoce morza, ryby, nabiał, jajka
- ew. dodatek tłuszczu - różne orzechy, nasiona, oleje
- przyprawy wedle uznania (u mnie królują zioła prowansalskie, pieprz, czosnek, sos vinegret)
- jeśli chodzi o dodatki węglowodanowe (ryż, makaron, chleb itp.) to dokładam je tylko w razie potrzeby, jeśli sałatka ma być np. obiadem albo większym posiłkiem

Nie mam jakichś ściśle określonych przepisów, bo zazwyczaj robię sałatkę w zależności od tego, co akurat mam w lodówce, ale poniżej pokażę Wam parę moich ulubionych kombinacji.


Sałatka z tuńczykiem: puszka tuńczyka w wodzie, ogórek, kukurydza, cebula, łyżka majonezu light wymieszana z 2 łyżkami jogurtu naturalnego, przyprawy. Razem ok. 320 kcal (białko 35g, tłuszcze 6g, węglowodany 25g).



Sałatka brokułowa: ugotowane brokuły, kawałek piersi kurczaka, 50g sera feta wymieszane z czosnkiem i 2 łyżkami jogurtu naturalnego. Razem ok. 250 kcal (białko 26g, tłuszcze 14g, węglowodany 8 g).



Często robię też sałatkę-bazę z warzyw, które akurat mam w domu. Przykładowo tak jak na zdjęciu powyżej: miks sałat, ogórek, pomidorki koktajlowe, oliwki, kukurydza. 



Do takiej warzywnej sałatki-bazy pasują praktycznie wszystkie dodatki. Ja lubię dodawać do niej wędzonego łososia, ser feta albo krewetki (oczywiście nie wszystko na raz). Całość świetnie smakuje z sosem vinegret i grzankami z masłem czosnkowym. Naprawdę jest pyszna, takim daniem można z powodzeniem zastąpić obiad.

Dajcie znać, czy też lubujecie się w sałatkach i czy macie jakieś swoje ulubione przepisy, chętnie spróbuję czegoś nowego:)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Na zawodowych rozdrożach

Znowu zastanawiam się, co ze sobą począć. Jak najszybciej muszę zmienić pracę, bo Starbucksa mam już naprawdę dość. Ostatnio uczestniczyłam w rekrutacji do jednej z londyńskich firm, ale odpadłam w finalnym etapie. Zdołowało mnie to, bo wolałabym już odpaść od razu a nie pod sam koniec, kiedy praca była na wyciągnięcie ręki.

Miałam też okazję być w Londynie w dzielnicy szklanych biurowców, gdzie mają siedziby różne największe korporacje. Ogromny kompleks budynków, a pomiędzy nimi zieleń, gdzie pracownicy odpoczywają w przerwie na lunch.


Muszę przyznać, że z jednej strony spodobała mi się ta cała biznesowa, korporacyjna otoczka – ładnie ubrani ludzie z laptopami pod pachą, robiący wielkie kariery i wielkie pieniądze. Ale z drugiej strony – ile czasu, zdrowia i nerwów trzeba poświęcić by coś tam osiągnąć?

Sama nie wiem, czy warto pakować się w taki wyścig szczurów. Pewnie powysyłam jeszcze trochę aplikacji do takich miejsc, ale postanowiłam, że będę też szukać pracy niania lub housekeeper, bo w Londynie stawki dla nich są naprawdę wysokie. 

A tak poza tym to co słychać? Ostatnio moje dni wyglądają tak:


Teraz pracuję głównie na nocne zmiany (22:00-6:00), więc w dzień jestem jak zombie i odsypiam. Mimo wszystko wolę brać nocki, bo są płatne o połowę więcej i nie ma upierdliwej menadżerki.  

Na koniec pokażę Wam, jakie cudo zamieszkało w naszym domu, takiego piesia sprawili sobie moi współlokatorzy:

  


Straszny słodziak :) Przez to jeszcze bardziej tęsknię za moim psiakiem, którego zostawiłam w Polsce. Ale już niedługo też sprowadzam ją tu na Wyspy.

To tyle na dziś, do usłyszenia, a niedługo spodziewajcie się kulinarnego postu. Pa!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...