sobota, 29 grudnia 2012

Denko grudzień 2012 + małe pożegnanie przed emigracją

Zazwyczaj robię notkę ze zużytymi kosmetykami co 2 miesiące, ale w grudniu zużyłam naprawdę wiele kosmetyków. To dlatego, że wykończyłam wszystkie resztki, by nie targać ich do Anglii. No właśnie, to już ostatnia notka przed wyjazdem! Ale pożegnam się z Wami na końcu notki, teraz przedstawię, co wykończyłam przez grudzień. Kosmetyki dobre na zielono, średnie na pomarańczowo, złe na czerwono.



1. Natur Vital – aloesowa maska do włosów. Jest świetna. Recenzja tutaj.

2. Alterra – odżywka do włosów morela i pszenica.
Przyjemna odżywka, ale cudów nie robi. Recenzja tutaj.

3. Jantar – wcierka do włosów. U mnie nie sprawdził się jako wcierka, natomiast nakładany na całe włosy sprawiał, że stawały się one bardziej gładkie i sprężyste, ale znam lepsze specyfiki do włosów.

4. Rimmel– tusz do rzęs Lash Accelerator.
Ma sporo wad, nie polecam. Recenzja tutaj.

5. Sensique– puder Matt Finish.
Bardzo dobry i tani puder! Recenzja tutaj.

6. Eva Natura Herbal Garden – krem nawilżający. Na ciepłe dni w sam raz, na zimę zbyt lekki. Recenzja tutaj.

7. Perfecta – antybakteryjna maseczka oczyszczająca. Polubiłam ją, nieźle oczyszcza, pojawia się po niej jakby mniej wyprysków.

8. Perfecta – peeling drobnoziarnisty do twarzy. Kolejny udany produkt, bardzo go polubiłam i kupiłam duże opakowanie w tubce.

9. Efectima – maseczka nawilżająca z arbuzem. Tragedia! Twarz jest po niej jednocześnie świecąca i wysuszona. Nigdy więcej!

10. Adidas – żel pod prysznic Relax. Chyba najmniej udany żel Adidasa, długo go męczyłam, zapach różany.

11. Adidas – żel pod prysznic Gym Vibes. Orzeźwiający zapach i miły dla oka żółty kolor. Nie wysusza skóry.

12. Yves Rocher – peeling do ciała Organic Vanilla. Uwielbiam go za jego zapach, jest przepiękny i długo utrzymuje się na skórze. Recenzja tutaj.

13. Nivea – antyperspirant Dry Comfort. Powinien nazywać się Dry Discomfort, bo strasznie wysusza pachy! Jest jednak skuteczny i ma ładny zapach.

14. Eva Natura Zioła Polskie – tonik z wyciągiem z koniczyny. Bardzo delikatny, bezalkoholowy. Delikatnie nawilża i odświeża twarz.

15. Bielenda – płyn do demakijażu Awokado. Wydaje mi się, że kiedyś był lepszy. Może powodować pieczenie oczu. Średni produkt.

16. L’biotica Biovax – maska do włosów przetłuszczających się. Średni produkt, nie robi zbyt wiele z włosami, jedynie je lekko wygładza.

17. Colgate Herbal White – pasta do zębów. Dobra pasta, ale chyba muszę w końcu od niej odpocząć, bo za często jej używam.


A teraz czas na małe pożegnanie, ponieważ już jutro lecę do Londynu! Walizkę mam już spakowaną, choć ciężko było upchać do niej pół swojego życia...
Wiele myśli kłębi się w mojej głowie, ale przeważa ekscytacja. Zawsze chciałam zacząć coś nowego, praktycznie od zera. Bo jeszcze Wam nie pisałam, ale z zagranicą mam związane większe plany niż tylko ten pobyt au pair. Na razie jednak żyję najbliższą przyszłością, czyli nadchodzącym rokiem, który mam nadzieję przyniesie wiele pozytywnych zmian.

A teraz trzymajcie kciuki, żeby „moja” rodzinka nie zapomniała wyjechać po mnie na lotnisko, haha!
Ściskam Was gorąco i postaram się napisać jak najszybciej, już z nowego miejsca. Buziaki!

środa, 26 grudnia 2012

Cardio dnia: na spalenie poświątecznego tłuszczyku :)

Dziś post dla wszystkich zainteresowanych zrzucaniem tłuszczyku, ponieważ postanowiłam co jakiś czas dzielić się z Wami ciekawymi treningami cardio dostępnymi w sieci.

źródło: tumblr

Cardio (oczywiście połączone z odpowiednią dietą oraz treningiem wzmacniającym mięśnie) jest naprawdę dobrym sposobem na zmniejszenie ilości tkanki tłuszczowej. Jest wiele teorii dotyczących tego rodzaju treningu oraz spory, jaka jego forma jest najbardziej efektywna. Sama kiedyś często miałam dylematy, czy np. lepiej truchtać spokojnie przez godzinę czy wykonywać interwały ze sprintami. Ten temat to jednak studnia bez dna i ile osób tyle opinii. Napiszę więc tylko, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi i każdy powinien dopasować rodzaj cardio pod siebie, swoje preferencje oraz poziom sprawności.

Ja na przykład wykonuję, zależnie od dnia i chęci, różne rodzaje cardio: czasem jest to kilkudziesięciominutowy spokojny jogging, a czasem coś krótkiego i bardziej intensywnego. Najczęściej jednak wybieram treningi o dość wysokiej, ale nie najwyższej intensywności oraz nie wymagające obciążenia, bo już i tak wystarczająco wyeksploatuję się podczas treningu siłowego. I takie też treningi cardio będę wam co jakiś czas przedstawiać.

O jednym moim ulubionym cardio już pisałam tutaj, dziś pora na kolejne, które mogę Wam polecić. Poniższe cardio pochodzi z youtubowego kanału FitnessBlender i bardzo je polubiłam.




Jest to około 22-minutowy trening, podczas którego wykonujemy 10 ćwiczeń (każde ćwiczenie przez 4 rundy). Na początku warto przećwiczyć sobie na spokojnie sposoby wykonywania wszystkich ćwiczeń, żeby podczas treningu się nie mylić.

Oczywiście przed takim treningiem nie zapominajmy o rozgrzewce a po zakończeniu treningu warto dołożyć fazę „cool down” razem ze stretchingiem – tutaj przykładowy filmik, również z tego samego kanału.
To tyle na dziś, jestem ciekawa, czy ktoś z Was skusi się na wypróbowanie tego treningu. Polecam, ćwiczy się go naprawdę fajnie no i to tylko 20 minut :)

niedziela, 23 grudnia 2012

Recenzja: Corine de Farme krem rozświetlający długotrwałe nawilżenie

Ostatnio mało dodaję postów kosmetycznych, ale to dlatego, że przed wyjazdem staram się zużyć wszystkie moje zapasy starych kosmetyków. Skończyły mi się jednak moje kremy nawilżające i musiałam kupić sobie ich następcę.

Już od dłuższego czasu przed zakupem praktycznie każdego kosmetyku najpierw sprawdzam opinie na KWC Wizażu. Tak się stało również tym razem – ten krem był bardzo wysoko w rankingu kremów nawilżających i właśnie stamtąd się o nim dowiedziałam. Postanowiłam go kupić i na szczęście nie zawiodłam się.

Nazwa: Corine de Farme - krem rozświetlający, długotrwałe nawilżenie 24h
Producent: Laboratoires Sarbec, Francja
Cena: ok. 20 zł / 50 ml
Gdzie kupić: Leclerc, Intermarche

Opis producenta: Co najmniej 95% składników pochodzenia naturalnego. Przeciwutleniający kompleks (litchi, biała herbata, borówka brusznica). Wygładza twoją skórę, dodaje blasku, chroniąc przed fotostarzeniem się i walcząc z utlenianiem spowodowanym  przez promienie UV. Zapobiega także przedwczesnemu starzeniu się skóry. Dzięki aktywnym składnikom roślinnym (kamelia, gliceryna) skóra jest gładka, promienna i pozbawiona przebarwień.

Skład: Aqua, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Dicaprylyl Carbonate, Hydrogenated Palm Kernel Glycerides, Polyamide-5, Butylene Glycol, Camellia Oleifera Seed Oil, C14-22 Alcohols, Cetearyl Alcohol, Parfum, Dimethicone, Sodium Polyacrylate, Vaccinium Vitis-Idaea Seed Oil, Hydrogenated Palm Glycerides, C12-20 Alkyl Glucoside, Cetearyl Glucoside, 1,2-Hexanediol, Caprylyl Glycol, Camellia Sinensis Leaf Extract, Litchi Chinensis Pericarp Extract, Methylisothiazolinone, Potassium Sorbate, Tocopherol, Sorbic Acid, Helianthus Annuus Seed Oil, Rsmarinus Officinalis Leaf Extract
Krem nie zawiera: parabenów, barwników

Zdjęcia i moja opinia:

 Tak wygląda zewnętrzny kartonik i plastikowe opakowanie kremu.

Opakowanie jest typowe dla francuskich kosmetyków i estetyczne.

 Krem wydobywamy za pomocą praktycznej i higienicznej pompki.

 Konsystencja kremu dobrze się aplikuje i przypomina żel. Zapach kremu jest intensywny i przypomina "zielone jabłuszko" - osobiście wolę inne, bardziej naturalne zapachy.


ZALETY:
+ dobrze i długotrwale nawilża
+ łatwo się rozprowadza
+ szybko się wchłania do matu
+ świetnie sprawdza się pod makijaż
+ nie zapycha
+ wygodne i higieniczne opakowanie
+ po dłuższym stosowaniu twarz jest rzeczywiście lekko rozświetlona

WADY:
- brak informacji dotyczącej SPF
- zapach na dłuższą metę może być męczący

OCENA OGÓLNA: 5/5
Ten krem to jeden z lepszych kremów nawilżających jakie miałam. Zwłaszcza, że stosuję go w okresie zimowym, kiedy moja cera ma spore wymagania. Duży plus daję mu również za to, że mnie nie zapchał, co często przy kremach mi się zdarza. Zarówno aplikacja jak i działanie jest na piątkę.

czwartek, 20 grudnia 2012

Jak utrzymać motywację do ćwiczeń i diety?

Często piszecie, że macie postanowienia regularnie ćwiczyć i odżywiać się zdrowo, ale brak Wam silnej woli i determinacji by wytrwać. Ale czy tak naprawdę te cechy są potrzebne? Według mnie silna wola jest używana wtedy, kiedy zmuszasz się do robienia czegoś, co nie sprawia Ci przyjemności. Patrzenie na zdrowy tryb życia jak na nieprzyjemny i przykry obowiązek to naprawdę zła droga, która do niczego nie wiedzie – i tak prędzej czy później stare przyzwyczajenia wrócą.  
Postanowiłam, że zapiszę kilka punktów, które mogą pomóc osobom pragnącym ćwiczyć i zdrowo się odżywiać, ale które szybko się zniechęcają.

źródło: tumblr

1. Warto zastanowić się, dlaczego chcesz to robić. U każdego jest to co innego, więc nie będę tutaj dawać propozycji, każdy powinien znaleźć dla siebie własne. Ale mogą to być nawet najbardziej prozaiczne rzeczy. Zapisz sobie w punktach, co chcesz osiągnąć dzięki ćwiczeniom i zdrowemu odżywianiu.

U mnie jest parę takich motywacji. Ćwiczę / zdrowo się odżywiam:
- dla zdrowia i lepszego samopoczucia (nie mam już bólów pleców, jestem pełna energii, sprawniejsza, mam lepszą kondycję, rozładowuję stres, moje ciało jest zdrowsze)
- dla poprawy sylwetki (widzę pozytywne zmiany w wyglądzie mojego ciała)
- dla większej pewności siebie (doskonalę się w czymś, zdobywam wiedzę, rozwijam pasję)
- dla przyjemności (samopoczucie po treningu jest nie do opisania)
- bo stało się to po prostu częścią mojego życia (ale nie od początku tak było, nie miałam nawet takiego zamiaru, tylko stawało się to stopniowo i samoistnie)
- bo nie widzę sensu w zaprzestawaniu czegoś, co sprawiło tyle dobrego dla mojego ciała i ducha :)

2. Przeanalizuj, co lubisz robić, a czego nie. Nie zmuszaj się do aktywności, za którą nie przepadasz lub jedzenia, którego nie możesz przełknąć. Nie warto zmuszać się do treningów aktualnie modnych i polecanych przez wszystkich. To trening jest dla nas, a nie my dla treningu. Każdy musi znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. Zacznij od aktywności, która naprawdę sprawia Ci frajdę i satysfakcję, mogą to być nawet zwykłe spacery! Jeśli coś Ci przestaje się podobać, zmień to! Oczywiście daj sobie trochę czasu z oswojeniem się ze wszystkim, ale jeśli dojdziesz do wniosku, że np. bieganie nie jest dla Ciebie, wybierz sobie coś innego.

3. Ćwiczenie czy dieta dla efektów wizualnych to nic złego, fajnie jest znaleźć jakieś motywujące nas zdjęcia, ale wszystko w granicach rozsądku (o fitspiracjach pisałam tutaj). Pamiętaj też, że efekty nie zawsze przychodzą od razu, czasem trzeba czekać na nie wiele tygodni. Warto polubić sam długotrwały proces, w którym zachodzą te zmiany.  

źródło: tumblr

4. Nie miej zbyt wiele postanowień na początku. Później zawsze możesz zwiększyć częstotliwość treningów lub wprowadzić nowe zasady w swojej diecie. Ale pamiętaj, na wszystko masz czas. Nie warto od razu rzucać się na głęboką wodę. Nastawienie pt. „od jutra zmieniam całe swoje życie i ustanawiam 100 zasad i ostry rygor” zazwyczaj się nie sprawdza. Lepiej zmienić jedną małą rzecz, wprowadzić jakiś dobry nawyk i trzymać się tego niż wytrzymać kilka dni „wielkich zmian” po czym rzucić wszystko w siną dal ;)

5. I chyba najważniejsze – musisz BARDZO CHCIEĆ! Żadne motywacje, inspiracje, porady czy bat nad głową nie sprawią, że zmienisz swój tryb życia. Najważniejsze to Twoje nastawienie. Jeśli będziesz robić coś pod presją, że bycie „fit” jest modne i tak wypada, to nic z tego. To po prostu musi stać się dla Ciebie przyjemnością, nie ma innej rady.

Może powyższe punkty to nic odkrywczego, ale to właśnie one sprawiły, że treningi i zdrowe odżywianie nie były krótkotrwałą przygodą i zagościły w moim życiu na dobre. Nie chcę (i nie będę) nikogo przekonywać, że sport i dobra dieta jest fajne. Ktoś nie ma na to ochoty, ok - każdy ma inne priorytety! Wolę zająć się sobą niż próbować zbawiać świat :) Jestem jednak świadoma, że zaglądają tu osoby, które chcą zadbać o siebie, ale szybko się zniechęcają. I właśnie do takich osób skierowany jest powyższy tekst. Mam nadzieję, że komuś choć trochę on pomógł :)

wtorek, 18 grudnia 2012

Aktualizacja mojego stanu i rozmyślania nad planami na nowy rok

Po dwóch miesiącach od poprzedniej, czas na aktualizację mojego stanu. Generalnie przez ten czas wiele się nie zmieniło, oprócz 1 kg na plusie :]


Najbardziej jestem zadowolona z ramion (barki), nogi też nabierają kształtu. Brzuch jak zwykle oporny, choć wydaje mi się, że widać drobny zarys mięśni. Ach, chciałabym kiedyś dorobić się kaloryfera, ale wtedy nie obędzie się bez 100% czystej diety i dołożenia kardio. Miałabym nawet ochotę tak się poświęcić w najbliższych miesiącach, ale wszystko zależy od warunków, jakie będę miała u tej rodzinki w Anglii.

Zostały mi jeszcze tylko 4 treningi z obecnego planu, więc później pewnie do końca roku w Polsce nie będę zaczynać nic nowego, ale od nowego roku muszę sobie jakiś plan treningowy ustalić. Bardzo chciałabym w Anglii chodzić na siłownię, bo przecież sztangi ze sobą nie zabiorę :). Już szukałam w internecie siłowni, które będą w pobliżu mojego miejsca zamieszkania i parę fajnych znalazłam. Ale o konkretach będę myśleć, jak już będę na miejscu.

A jeśli chodzi o jedzenie, to podczas rozmowy hostka pytała się, co lubię jeść, więc jej odpowiedziałam, że nie jestem wybredna, ale lubię zdrowe jedzenie, takie jak jajka, mięso, warzywa itp. Ona powiedziała, że co tydzień jeździ do supermarketu na duże zakupy i będę mogła dawać jej listę rzeczy, które będę chciała. Tak więc mam nadzieję, że paluszkami rybnymi czy fasolą ze słoika nie będę zmuszona się żywić :) Poza tym to najchętniej razem z nią bym jeździła na te zakupy, bo jestem przyzwyczajona, żeby samej wybierać sobie jedzenie z półki. Mam nadzieję, że jakoś się pod tym względem dogadamy.

Aha, i jeszcze jedna rzecz – wiele z Was pytało się, czy mieszkając w Anglii nadal będę prowadzić bloga. Odpowiedź brzmi: oczywiście, że tak! Nie wyobrażam nie zabrać ze sobą laptopa, upewniłam się też u hostki że będę miała wi-fi w pokoju, tak więc na pewno Was nie zostawię:) Miło mi, że macie nadal ochotę mnie czytać :)

niedziela, 16 grudnia 2012

Lauren Conrad - modowa i urodowa inspiracja

Znacie Lauren Conrad? Debiutowała w serialach MTV Laguna Beach i The Hills. Wiem, że te seriale nie są najwyższych lotów, ale ja i tak lubię do nich wracać, by się zrelaksować i powspominać stare licealne czasy, kiedy to uwielbiałam oglądać programy produkcji MTV :)

Bardzo podoba mi się styl Lauren i lubię czerpać z niej inspirację – ubiera się bez udziwnień, ale za to ciekawie i kobieco. Wybiera świetne kroje ubrań, umie podkreślać swoją figurę. Uwielbiam też jej włosy i makijaże. Ogólnie Lauren sprawia wrażenie „dziewczyny z sąsiedztwa”, ale jednocześnie jej styl nie jest banalny ani infantylny.

Tak Lauren ubiera się na co dzień [źródła zdjęć: grafika google]:










A tak wygląda w bardziej eleganckim wydaniu:





























Ostatnio stałam się posiadaczką książki ”Lauren Conrad Beauty”. Książka jest bardzo porządnie wydana, ma twardą okładkę i kredowy papier. W środku znajdziemy 288 stron podzielonych na 12 rozdziałów dotyczących makijażu, włosów, dbania o twarz i ciało, porady dotyczące składu kosmetyków i wiele innych.


Podoba mi się to, że nie ma w tej książce żadnych reklam, Lauren nie poleca konkretnych marek, a na zdjęciach kosmetyków nie ma nazw firm czy etykiet. Jest za to mnóstwo porad pisanych przez Lauren i oraz stylistkę Elise Loehnen. 


 


Ogólnie książka bardzo mi się spodobała, chociaż jeśli ktoś już od dawna interesuje się makijażem, fryzurami czy pielęgnacją to nic odkrywczego w niej nie znajdzie. Na pewno są lepsze książki urodowe, ale ja kupiłam ją przede wszystkim z sympatii do Lauren, by mieć ją zawsze pod ręką :)

A Wy znacie Lauren? Podoba się Wam jej styl?

czwartek, 13 grudnia 2012

Czy warto inwestować w zęby i na jakie zabiegi warto udać się do dentysty?

Zastanawiałyście się kiedyś, na jakiej części waszego ciała skupiacie się najbardziej i jesteście w stanie wydać na nią najwięcej pieniędzy? Na włosy, twarz, paznokcie czy może jeszcze coś innego? Ja ostatnio doszłam do wniosku, że u mnie są to zęby. Uwierzcie bądź nie, ale uwielbiam chodzić do dentysty :)  Na szczęście za każdym razem jak idę na kontrolę, to okazuje się, że nie ma nic do zrobienia. Chciałabym Wam jednak opisać zabiegi, na które warto wybrać się do dentysty, nawet jak nic naszym zębom nie dolega.

Zabiegi, które chciałabym Wam polecić to skaling oraz piaskowanie. Sama stosuję te zabiegi raz w roku i jestem bardzo zadowolona.

Dzięki skalingowi pozbywamy się kamienia (czasem nawet niewidocznego gołym okiem) będącego siedliskiem bakterii oraz przyczyną próchnicy i paradontozy. Piaskowanie jest natomiast doskonałym uzupełnieniem skalingu – dzięki piaskowaniu usuwamy osad z powierzchni zęba (stają się też dzięki temu nieco jaśniejsze) oraz polerujemy jego powierzchnię, przez co zanieczyszczenia nie przylegają do zębów, tylko po nich „spływają”. Na sam koniec dentysta nakłada nam na zęby fluor, który je wzmacnia. Za całość płacę w prywatnym gabinecie 200 zł, ale jeśli ktoś chce iść do dentysty państwowego, to zabieg skalingu jest refundowany przez NFZ (ale piaskowanie już nie jest, a warto te zabiegi zrobić razem).

źródło obrazka: grafika google
A tak wygląda "piaskarka" do zębów :) Oba zabiegi nie należą do przyjemnych, ale nie bolą.


Zdecydowałam się ponadto na jeszcze jeden zabieg u dentysty, jakim jest chirurgiczne usuwanie ósemek.
Nie miałam ku temu pilnej potrzeby (nie było stanu zapalnego czy krzywo rosnącego zęba), ale ósemki mają to do siebie, że po wyjściu na powierzchnię szybko zaczynają się psuć, „zarażają” inne zęby, mogą też je krzywić. Swoją pierwszą ósemkę (która nawet jeszcze w pełni nie wyszła „na powierzchnię”) usunęłam we wrześniu. Za około tydzień idę na usunięcie kolejnej, też jest częściowo pod dziąsłem, ale już trochę ją widać. Pozostałe dwie (górne) na razie zostawiam, bo jeszcze są głęboko schowane. Ale jak już zaczną się wykluwać to na pewno również usunę :)


Wybielanie – czy warto?
źródło obrazka: cheezburger.com

Wybielanie ma swoich zwolenników i przeciwników, ja należę do tych drugich. Wiadomo, żaden dentysta nie powie, że jest to szkodliwe, bo zarabiają na takim wybielaniu niezłą kasę. Jestem też sceptycznie nastawiona do preparatów wybielających do stosowania w domu. Jakie mogą być skutki nadmiernego lub nieumiejętnego wybielania zębów? Oprócz znacznie zwiększonej nadwrażliwości zębów, może być to:

[...] stopniowe rozpuszczanie się szkliwa, wzrost jego porowatości i skłonność do pękania. Ponadto, nadtlenek mocznika będący głównym składnikiem większości środków wybielających zęby, stosowany w nadmiernej ilości, prowadzi do poważnego podrażnienia przyzębia. Objawia się to m.in. w trudnej do leczenia recesji (cofaniu się) dziąseł.[cytat ze strony: http://twojagazeta.pl/zdrowie-i-uroda/2561-czy-wybielanie-zbow-moe-by-szkodliwe]



A tak wyglądają moje zęby kilka dni po zabiegu skaling + piaskowanie. Różnicy dużej nie ma, ale zęby są czyszczone z osadów i kamienia, których czasem nie widać gołym okiem. Zębów nigdy nie wybielałam i nie zamierzam tego robić - wolę ich naturalny kolor i świadomość, że dłużej będą zdrowe i mocne. Zamiast wybielania wolę inwestować w profilaktykę (regularne wizyty u dentysty, dobrej jakości akcesoria i kosmetyki do zębów).

I jeszcze na koniec mój aktualny zestaw do codziennej pielęgnacji zębów:


1. Pasty – używam dwóch past. Rano jakiejś odświeżającej (różnych marek ze średniej półki), natomiast na wieczór jest to zawsze Elmex (klasyczny lub sensitive).
2. Płyny do płukania jamy ustnej – tutaj też używam dwóch. Rano Listerine, na wieczór Elmex.
3. Nić dentystyczna – staram się nitkować zęby codziennie lub chociaż kilka razy w tygodniu.
4. Szczoteczka elektryczna – o wiele wygodniej i dokładniej czyści się nią zęby, zdecydowanie polecam
5. Szczoteczka zwykła – używam jej do czyszczenia języka (nie zapominajmy o tym!)

A jak to jest u Was z zębami, jakich preparatów czy szczoteczek używacie do ich mycia? Korzystacie z jakichś zabiegów na zęby w gabinecie dentystycznym?

niedziela, 9 grudnia 2012

Au pair - udało się :)

Chciałabym przekazać Wam wieści z au pairowego frontu. W piątek rozmawiałam z tą rodziną B. Hostka okazała się w rozmowie bardzo sympatyczna. Dziewczynka z kolei jest praktycznie samowystarczalna, jedynie trzeba ją wozić w różne miejsca, dać jeść i przypilnować, by zrobiła pracę domową. Bez sprzątania (jedynie wypakować zmywarkę itp.), bo przychodzi do nich raz w tygodniu ekipa sprzątająca. W nowym roku kupują też psa, więc będzie trzeba wyjść z nim na spacer. W domu będę miała swoją łazienkę, na co po cichu liczyłam. No i zapłacą mi za bilet do UK.

Przez weekend wszystko potoczyło się pomyślnie i chciałabym Wam zakomunikować, że sylwestra spędzę już w Anglii! I królowa angielska będzie czasem moją sąsiadką :D Bo będę mieszkać ok. 10 km od zamku Windsor :)

zamek Windsor, źródło: wikipedia

Opłacało się trochę poczekać i być opanowaną w rozmowach z różnymi rodzinami oraz wszystko sobie na spokojnie kalkulować. Bo dzięki temu znalazłam rodzinę, której warunki bardzo mi odpowiadają. Głównie to, że oprócz pracy u nich będę mogła sobie spokojnie znaleźć dodatkową pracę na pół etatu. No i 9-letnie dziecko to naprawdę duże ułatwienie, bo jest już prawie w pełni samodzielne.

Wiecie co, z jednej strony bardzo się cieszę, a z drugiej przeżywam pewien stres, bo wyjazd już niedługo pod koniec grudnia. I nie stresuję się tą rodziną i pracą au pair (w końcu już jestem au pair-weteranką :P), tylko tym, ile rzeczy będę musiała jeszcze załatwić przed wyjazdem, np. przeprowadzić rozmowy z rodzicami moich uczniów, że rezygnuję z udzielania ich dzieciom lekcji (a będzie to szczególnie trudne, ponieważ niektórych uczę już od 6 lat i bardzo się z nimi zżyłam). Ale staram się mieć dobre nastawienie, czasem w życiu zmiany są potrzebne, prawda? :)

piątek, 7 grudnia 2012

Au pair po raz czwarty

Tak jak obiecałam, opiszę Wam, jakie to zmiany się szykują. Odkąd skończyłam studia, strasznie zaczęłam się tu w Polsce „dusić”. Już kiedyś pisałam, że ogarnia mnie rutyna i potrzebuję zmiany.
Jak już część z Was wie, byłam 3 razy wakacyjną au pair. Pierwszy raz pojechałam w 2006 roku do Luksemburga, zaraz po maturze. Potem w wakacje 2008 i 2010 roku byłam au pair w Irlandii. Wszystkie wyjazdy załatwiałam sobie sama przez darmowe portale internetowe dla au pair i rodzin goszczących.

źródło: tumblr

No i znowu zachciało mi się takiego wyjazdu - i to na trochę dłużej (6-12 miesięcy). Tym razem za cel obrałam sobie Anglię. Jako że mam doświadczenie w opiece nad dziećmi i byłam już trzykrotnie au pair, dostaję sporo aplikacji od rodzin. Nie jest to jednak aż takie proste, bo zależy mi na takiej rodzinie, która:
- mieszka w Londynie lub w jego bliskiej okolicy
- nie ma full dzieci (góra dwójka albo jakieś starsze)
- płaci przyzwoite kieszonkowe  
- ma rozsądne wymagania wobec au pair (patrząc na niektóre profile rodzin dochodzę do wniosku, że niektórzy szukają niewolnika a nie au pair)
- w pobliżu jej miejsca zamieszkania jest jakaś siłownia cobym mogła do niej uczęszczać
- ja z kolei za to nie wymagam kursów językowych (jestem po filologii)

Przez ostatnie 2 tygodnie korespondowałam już z kilkunastoma rodzinami oraz miałam 2 rozmowy na Skype. Póki co przypadły mi do gustu 2 rodzinki (i ja też im się podobam). Obie szukają au pair, która by mogła przyjechać pod koniec grudnia / na początku stycznia:

RODZINA A –mieszkają w Londynie, 5 min. od stacji metra (ale dość odległa strefa), 2 dziewczynki: 3 i 7 lat, pokój au pair i jej łazienka jest w osobnym budynku, mają basen w ogrodzie i siłownię w domu, praca przez 3 dni w tygodniu (wtorek, środa, czwartek) + 2 babysittingi. Obowiązki to zajmowanie się dziewczynkami, odwożenie ich do szkoły, przygotowywanie posiłków, drobne prace domowe itp.

RODZINA B –mieszkają tuż pod Londynem, 1 dziewczynka (9 lat), praca od poniedziałku do piątku, głównie zawożenie jej do szkoły i na lekcje jazdy konnej oraz opieka nad psem, dają au pair samochód i opłacają paliwo, są Niemcami – mówią po angielsku i niemiecku – to dla mnie interesująca oferta, bo bardzo chciałabym odświeżyć mój niemiecki (odkąd skończyłam studia lic. używam go tylko udzielając korków, więc mój poziom trochę się obniżył). Poza tym dziewczynka jest w szkole od 8 do 16:30, więc miałabym większość czasu wolnego (zaproponowali, że mogą pomóc mi znaleźć jakąś dodatkową pracę, gdybym chciała sobie więcej zarobić).

Obie rodziny mi się spodobały, ale raczej będę się skłaniała ku rodzinie B, bo wolę starsze dzieci (poza tym to tylko jedno dziecko a nie dwójka) i oferują samochód, ale w rodzinie A kuszą mnie 4 dni wolne, pokój w osobnym budynku i ta domowa siłownia. Dziś wieczorem będę rozmawiała z rodziną B na Skype, więc zobaczymy co z tego wyjdzie. Poza tym rodzina A dostała więcej aplikacji, więc i tak nie ma pewności czy akurat mnie wybiorą.

Jeśli z żadną z tych rodzin nie wyjdzie to będę szukała dalej, ale jeśli nie znajdę nic interesującego do końca grudnia to mam alternatywny plan na wyjazd do Londynu :) Ale na razie będę szukam au pair. Trzymajcie kciuki!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Ćwiczeniowy update - grudzień 2012

Dzisiaj będzie dużo cyferek, a to dlatego, że postanowiłam podsumować listopad, a co za tym idzie pierwsze 4 tygodnie z nowego planu mojego treningu FBW (o którym pisałam tutaj, docelowo planuję ćwiczyć go 8 tygodni). W listopadzie zrobiłam dokładnie 12 treningów siłowych (po 4 zestawy A, B oraz C).

Krótko mówiąc, trening strasznie mi przypadł do gustu. Podoba mi się w nim różnorodność ćwiczeń. Na początku trochę wahałam się przed wyborem tego treningu, bo dużo ćwiczeń było dla mnie nowych. Po obejrzeniu filmików na youtube przedstawiających np. snatch lub thusters prawdę mówiąc czułam się trochę nieswojo i byłam przekonana, że takie eksplozywne i dość dynamiczne ćwiczenia nie są dla mnie. Dzień przed pierwszym treningiem nawet śniło mi się, że robiłam snath i ręka wygięła mi się nagle do tyłu i złamała w pół :D Postanowiłam jednak spróbować i nie żałuję! Te ćwiczenia wcale nie są takie straszne, tylko trzeba pilnować techniki.
Po treningu B i C przewidziane są małe wytrzymałościówki i muszę powiedzieć, że jest to strzał w dziesiątkę, po takiej końcówce treningu jest się "dobitym", ale też szczęśliwym. :)

Oto sprawozdanie z poszczególnych treningów (porównanie tygodnia I oraz IV). Gdzieniegdzie wprowadziłam drobne modyfikacje (np. zamiana hantli na sztangę bądź odwrotnie, by dostosować trening do dostępnych warunków lub nie tracić czasu na przekładanie talerzy). W niektórych ćwiczeniach byłam w stanie wziąć więcej obciążenia (np. martwy ciąg lub wyciskanie), ale na razie wolałam nie szarżować i dopracowywać technikę, by zapobiec kontuzjom.


Adnotacje do treningu A:
3. -> wspięcia zamiast na 2 nogach ze sztangą zamieniłam na wspięcia na 1 nodze z hantlą
6a. -> podciąganie hantli wzdłuż tułowia zamieniłam na podciąganie sztangi wzdłuż tułowia
6b. -> w uginaniu ramion w IV tygodniu zmniejszyłam obciążenie, bo bolały mnie jakieś ścięgna w prawej ręce, na szczęście już V tygodniu wróciłam do normy 7 kg




Adnotacje do treningu B:
6. -> wznosy bioder zaczęłam robić z nogami na piłce, gdyż w ten sposób to ćwiczenie sprawia mi więcej wysiłku

7. -> jeden obwód wytrzymałościówki to: 5 pompek męskich, 20 brzuszków, 30 sekund szybkich przysiadów



Adnotacje do treningu C:
3b. -> jako że nie mam ławeczki skośnej wyciskanie robię na piłce, opierając się na niej pod skosem
4c. -> nie mam linki/wyciągu, więc jeżyki zamieniłam na brzuszki na piłce

5. -> jeden obwód wytrzymałościówki to: 7 przysiadów, 7 wykroków (na każdą nogę), 7 przysiadów z wyskokiem, 7 wykroków (na każdą nogę)

Oprócz treningu siłowego w listopadzie wykonałam również 7 treningów uzupełniających (które opisywałam tutaj). Czyli łączna aktywność to 19 na 30 dni listopada. Jest dobrze! :)
Plany na grudzień? Będę kontynuowała opisywany dzisiaj trening siłowy (jeszcze przez 4 tygodnie) oraz przeplatała go treningami uzupełniającymi. Czyli to samo co w listopadzie.
Wiem, że moja obecność na blogspocie troszkę ostatnio spadła (postaram się niedługo poprawić), ale już w następnej notce napiszę Wam moje usprawiedliwienie. Postanowiłam, że podzielę się z Wami moimi pewnymi planami co do niedalekiej przyszłości, bo nie chcę później nikogo aż tak bardzo zaskoczyć, jak nastąpią pewne zmiany. ;) Tak więc do usłyszenia!

czwartek, 29 listopada 2012

Nowy fryz - obcięte i pocieniowane włosy

No i nie wytrzymałam długo z długimi i obciętymi na równo włosami. Brakowało mi lekko wycieniowanych włosów, ponieważ wtedy lepiej się układają. Tym razem oczywiście nie obcinałam sama, tylko udałam się do fryzjerki, na szczęście znam taką, która jeszcze nigdy krzywdy moim włosom nie zrobiła.

Wiem, że wiele dziewczyn zapuszcza i chce mieć długie włosy, ale ja nigdy się do moich włosów nie przywiązywałam - jak były już długie to zawsze ścinałam ;) Tak się stało i teraz.

Tak wygląda nowe obcięcie. Włosy są oczywiście po dwóch stronach równe, tylko tutaj mam przechyloną głowę i przedziałek na boku.

 Zdecydowałam się na skrócenie o około 15 cm oraz lekkie cieniowanie na końcach z przodu i z tyłu.

A jeśli chodzi o pieska, to jej stan się polepszył. Ale prawdopodobnie ma uszkodzone lub zerwane więzadło krzyżowe w kolanie. Jeśli będzie kolejny (już czwarty) nawrót kulawizny to niestety czeka ją operacja. Miejmy jednak nadzieję, że uda się tego uniknąć.

niedziela, 25 listopada 2012

Denko październik-listopad 2012

Przepraszam za zmniejszoną aktywność zarówno tutaj jak i na Waszych blogach, ale ostatnio nawarstwiło mi się kilka ważnych spraw. Po pierwsze, jestem w trakcie organizacji czegoś istotnego dla mnie, wiążącego się z pewnymi zmianami. Ale na razie nie zapeszam.

Poza tym mój psiak ostatnio poważnie choruje, ma problemy z tylnymi łapami i nie może chodzić. Wychodzę z nią w ciągu dnia tylko na dwa 5-minutowe spacery, by załatwiła swe potrzeby – resztę dnia leży, bo wszelki ruch sprawia jej ból. Jeżdżę z nią po weterynarzach, psich ortopedach, ma robione rentgeny... Póki co diagnozy nie ma, a pies strasznie cierpi. Jutro znowu jedziemy do ortopedy, może tym razem uda się coś zaradzić.

No nic, w każdym razie będę starała się dodawać notki nie rzadziej niż raz lub dwa razy w tygodniu. Dziś zapraszam Was na denko z ostatnich dwóch miesięcy. Zużyłam sporo kosmetyków do pielęgnacji – jestem zadowolona, bo część z nich to były kosmetyki na wykończeniu, czekające przez wiele dni, by je zużyć do końca.  
Zielony kolor – kosmetyki dobre, pomarańczowy – przeciętne, czerwony – złe.



1. Malwa Czarna Rzepa – szampon: mój ulubieniec :) Recenzja tutaj.

2. Babydream – szampon: używam go do zmywania olejów i ewentualnie do czyszczenia pędzli; w tych dwóch rolach spisuje się dobrze, w zwyczajnym myciu włosów już nie jest taki dobry.

3. Isana – pianka do golenia: bardzo dobra pianka, nie podrażnia i nie wysusza.

4. Alterra – olejek, brzoza i pomarańcza: używałam go do włosów, byłam zadowolona z efektów, ale bez szału.

5. Ava Eco Garden – krem: świetnie nawilżał i bardzo go lubiłam, ale dopiero jak go odstawiłam to przekonałam się, że to on miał swój wkład w zapychanie mojej twarzy i wywoływanie wyprysków. Wcześniejsza recenzja tutaj.

6. Wellness & Beauty – peeling na bazie soli morskiej, algi i minerały morskie: dobry kosmetyk, bardzo się polubiliśmy, trzeba uważać jednak, by nie stosować go na podrażnioną skórę, bo pieczenie jest nieziemskie.

7. Be Beauty – masło do ciała, lemon: całkiem dobre i ładnie pachnące masło z Biedronki, niestety miało strasznie gęstą konsystencję, przez co trudno się nakładało.

8. Adidas – żel pod prysznic vitality: miał świetny zapach i delikatne drobinki (delikatniejsze od peelingu). Uwielbiałam go stosować po treningu.

9, 10. Finale – żele pod prysznic: można kupić je w Lidlu za 1,79 zł :) Bardzo je polubiłam, są tanie, ładnie pachną i nie wysuszają skóry. Są jednak dość rzadkie, przez co mało wydajne.

11. Lactacyd – emulsja  do higieny intymnej: testowałam wiele tego typu kosmetyków, ale ten jest moim faworytem i używam go niezmiennie od kilku lat. To duże opakowanie 400 ml jest dostępne w Biedronce za ok. 16 zł, podczas gdy np. w Rossmannie 200 ml jest chyba za 12 zł.

12. Blend-a-med – pasta do zębów, szałwia i eukaliptus: kupuję ją jak nie mam pomysłu jaką pastę kupić, jest przyjemna, ale jak dla mnie ma zbyt delikatny smak.

13. Colgate Herbal White – pasta do zębów: używam jej zamiennie z innymi pastami od wielu lat, jedna z moich ulubionych drogeryjnych past.


Nowości wśród moich kosmetyków jest niewiele, nadal skupiam się na zużywaniu zapasów i jeśli robię zakupy, to kupuję tylko kosmetyki, które potrzebuję, gdy ich poprzednicy mi się kończą.


Żel pod prysznic Adidas Gym Vibes – zakupiłam go, bo bardzo spodobał mi się jego zapach, świetnie orzeźwia po treningu.
Maskara Maybelline The Colossal Volume – kończy mi się mój znielubiany Lash Accelelator, więc zakupiłam tę. Choć to jedna z najbardziej znanych i lubianych maskar, ja wcześniej jej nie miałam. Przyznam jednak, że wielkiego „wow” na mnie nie zrobiła.
Pędzel Hakuro H51 – używam go do nakładania podkładu, przyszedł do mnie w tym tygodniu i jestem z niego bardzo zadowolona. Jest dość ciężki, ale nie jest to dużym problemem, poza tym jest mięciutki i nie wypada z niego włosie. Coś czuję, że na jednym pędzlu Hakuro się nie skończy, już planuję zakup kolejnych :)

To tyle na dzisiaj, pozdrawiam Was serdecznie :)

środa, 21 listopada 2012

4 uzupełniające treningi dostępne dla każdego

Jak już wiecie, moim podstawowym treningiem, któremu się poświęcam, jest trening siłowy (wrażenia z aktualnego planu opiszę na początku grudnia). Ćwiczę tak około 3 dni w tygodniu. Ostatnio jednak poczułam mały niedosyt i nabrałam chęci, by ćwiczyć jeszcze dodatkowo ok. 2 dni w tygodniu. Szukałam czegoś dość dynamicznego, a zarazem niezbyt eksploatującego. Przedstawię Wam zatem moje 4 ulubione treningi, które od listopada wykonuję w dni niesiłowe. Może któryś z tych treningów również Wam się spodoba?

1. Yoga Meltdown z Jillian Michaels

Źródło: amazon.com
Bardzo fajny trening z elementami jogi. Na razie robię level 1, ale za jakiś czas przerzucę się na level 2. Pozycje nie są skomplikowane, każdy powinien sobie z nimi poradzić, a na filmiku pokazywane są różne poziomy trudności wykonywania danego ćwiczenia.
Link do Level 1: tutaj
Level 2: chomik :]

2. Kardio z Fitappy

Źródło: youtube
Szukałam jakiegoś niezbyt długiego treningu kardio do wykonywania w domu i ten z kanału fitappy jest od dawna moim faworytem. To co lubię, czyli minimum udziwnień oraz prosty układ. 8 rund daje popalić, ale jest to przyjemne zmęczenie.
Link do filmiku: tutaj

3. I want those ABS z Tamilee Webb
 
Źródło: Tamille Webb I Want Those ABS
Miałam jakiś miesiąc przerwy od Tamilee Webb, ale wróciłam do niej – zarówno z sentymentu jak i z tego powodu, że jest to mój ulubiony zestaw na brzuch. Na filmiku są dwa 15-minutowe zestawy, danego dnia wykonuję je zamiennie. Podczas wykonywania ćwiczeń naprawdę czuć solidną pracę mięśni brzucha. Ponadto Tamilee cały czas udziela nam wskazówek odnośnie techniki wykonywania danego ćwiczenia (a niestety niektórzy instruktorzy robią to bardzo pobieżnie), dzięki czemu uczymy się wykonywać je prawidłowo bez ryzyka kontuzji.
Link do filmiku: tutaj lub w lepszej jakości na chomiku.

W ciągu jednego dnia zazwyczaj łączę dwa z powyższych trzech treningów i robię je bezpośrednio po sobie (takie zestawy to np. joga + kardio / joga + Tamilee / kardio + Tamilee).


4. Jogging
Ostatnim moim uzupełniającym treningiem jest około 30/40-minutowy jogging. Jeśli go wykonuję w jakiś dzień, to wtedy nie dokładam już żadnego z wcześniej wymienionych treningów. Biegania nie traktuję zbyt ambicjonalnie, tylko rekreacyjnie. Zazwyczaj przyjmuje ono rolę spokojnej przebieżki rano przed śniadaniem. Spokojnie sobie truchtam, jeśli czuję zmęczenie, to bieg zmieniam na minutę lub dwie marszu. Nie czuję presji, nie liczę przebiegniętych kilometrów czy prędkości. Właśnie takie „bezstresowe” bieganie lubię najbardziej. Jeśli nie możecie przekonać się do biegania, polecam spróbować właśnie opisany powyżej sposób. 

Źródło: tumblr.com
Chciałybyście z nimi pobiegać? ;]

niedziela, 18 listopada 2012

Zakupowa lista życzeń na zimę

Czas na zimową listę zakupów. Jeśli chodzi o listę jesienną, to zakupiłam z niej sztangę (którą już pokazywałam) oraz granatowy sweter Abercrombie (model Abigail), z którego jestem bardzo zadowolona.
W każdym razie grudzień za pasem, a to oznacza, że w sklepach będą czyhać na nas świąteczne promocje. Postanowiłam wykorzystać ten czas na zakupy kosmetyczne - zwłaszcza, że przez jesień nie kupowałam praktycznie żadnych nowych kosmetyków, tylko zużywałam zapasy. Liczę więc na to, że uda mi się załapać w Sephorze lub Douglasie na jakieś okazje – raczej powinni zorganizować coś przed świętami lub tuż po nich.

1. Kosmetyki do makijażu twarzy

Źródła zdjęć: chanel.com, clinique.com, chicprofile.com

Pierwszy punkt na mojej liście zajmują kosmetyki do makijażu twarzy - głównie róż i puder. Jako że szczęśliwie jestem na wykończeniu moich obecnych, postanowiłam, że zamiast kilku nowych pierdółek kupię sobie jeden lub dwa z wyższej półki. Kolorówka starcza mi na dość długo (np. zużycie różu zajmuje mi 1,5 roku), więc uważam, że to dobra decyzja. Jeszcze się zastanawiam, co dokładnie kupię, ale biorę pod uwagę produkty na powyższym kolażu: puder sypki Chanel, rozświetlające meteoryty Guerlain i róż Clinique, ale to głównie zależy od tego, czy będą jakieś świąteczne promocje na te marki, bo nie uśmiecha mi się kupić ich w cenie regularnej.

2. Książka Lauren Conrad Beauty 

Źródło: laurenconrad.com

Uwielbiam Lauren (choć pewnie nie wszyscy o niej słyszeli, została znana dzięki serialom MTV: Laguna Beach i The Hills). Bardzo lubię zaglądać też na jej stronę laurenconrad.com, gdzie pisze m.in. na tematy modowe i urodowe. Ta książka miała swoją premierę miesiąc temu, zawiera 288 stron urodowych porad i bardzo chciałabym ją posiadać.

3. Henna Lush Caca Brun 

Źródło: lush.com

Postanowiłam zafarbować włosy henną. Co prawda jestem dość zadowolona z aktualnego (naturalnego) koloru włosów, ale trochę brak mu wyrazu. Wybrałam hennę Lush, zachęcona recenzją Homeostasis.

4. Pędzle Hakuro

Źródło: pedzlehakuro.pl

W planach mam H50 (do podkładu) oraz H55 (do pudru sypkiego i prasowanego). A może któraś z Was używała tych pędzli, znacie jakieś godne polecenia modele? Głównie chodzi mi o takie przeznaczone do pudrów, podkładów, bronzerów, róży i rozświetlaczy.

To już wszystko. Jest tego trochę, ale są to przemyślane wybory. Zauważyłam, że robienie takiej listy bardzo pomaga, gdyż dzięki temu nie wydaję pieniędzy na niepotrzebne rzeczy i kupuję tylko to, czego naprawdę chcę i potrzebuję.

Jeśli chodzi o książkę Lauren, to prawdopodobnie „zamówię” ją sobie u kogoś z bliskich jako prezent świąteczny. No właśnie, teraz mała dygresja odnośnie prezentów świątecznych. Nie wiem jaki Wy macie stosunek do prezentów, ale ja zawsze pytam każdego, co chce dostać na święta i sama też nie mam problemów z mówieniem, z jakiego prezentu bym się ucieszyła. Znam osoby, które oburzają się słysząc o podobnej praktyce i twierdzą, że przez to zanika magia prezentów. Ja jednak jestem zdania, że lepiej dostać coś, o czego naprawdę się potrzebuje lub o czym się marzy, niż przy otwarciu prezentu sztucznie się uśmiechać i ukrywać rozczarowanie. No ale cóż, tradycjonalistką nie jestem i nigdy nie byłam, powiem Wam nawet, że nie przepadam szczególnie za świętami, dlatego staram sobie umilić ten czas właśnie jakimiś małymi zakupami :)

czwartek, 15 listopada 2012

Pośmiejmy się, czyli wyszukiwane słowa kluczowe nr 2

Po przekopaniu mojego blogowego Analyticsa przedstawiam Wam drugą porcję śmiesznych słów kluczowych, które wpisywali do wyszukiwarki ludzie trafiający na mój blog (pierwsza część tutaj). Poprawa humoru gwarantowana :] 

źródło: grafika google

Z serii „dziwolągi”:
tłuste włosy u psa
prostownik do wlosow
dyskomfort obserwatora przykłady
moja torebka do kosciola blog (znowu! co ludzie mają z tymi torebkami do kościoła? :))
6 weidera efekty u pośladki (a kto to jest pośladka? :))
biceps magdy
tłuste włosy niemowlakowi
max factor puff czy rimel sray mat

Wyznania:
nigdy nie miałam pryszczy
kochamy rajstopy
obcielam wlosy zaluje
nie lubie mieć dużo w torebce
ćwiczę z mel b i wyglądam super schudłam
przy cwiczeniach pokazuja sie gurki na rekach

Dylematy:
ile trzeba włożyć wysiłku aby dobrze wyglądać   
co sie stanie jak nie odpowiem na pytanie obrona magisterska
jak zapełnic zeszyt
nie studiowałam filologi ale chciałabym nadrobic ten czas jak zacząc
jak sie odegrac na ekspedientce
natura chamska obsługa (jak widać nie tylko ja miałam problem z ekspedientkami z Natury!)
chce pocieniować tylko dół włosów jakieś zdjęcia ??
co nosić w torebce
kupujecie pastę do zębów w biedronce
moje włosy nie pasują do mnie jak mam się obciąć
czy mogło mi sie zmniejszyc wciecie w talii

Z serii „każda potwora znajdzie swojego amatora” ;)
16 latka pokazuje swój brzuch i pół pępka
blondynka duze cycki
muskularne męskie uda
jak wygląda kobieta z wielkimi cycek zajęcia
chude baby
laski w rajstopach
jak wygląda kobieta puszysta
legginsy chuda
pryszcze w okolicach intymnych
mendy w rzesach

Obcinanie rodem z horroru ;)
zmusił do obcięcia
nie obcinaj moich włosów
tata scina moje wlosy
obcinanie głowy
obcięte cycki
rzesy u psa obcinanie

Relacje damsko-męskie:
przy chłopaku sie popłakałam
obnażyłem się przed znajomą
olka kocha adriana
jak rozpoznać wyrywacza lasek
czy mgielka z playboy it sexy podoba sie chlopakom

Tym razem jak dla mnie wygrywa „obnażyłem się przed znajomą” i „jak rozpoznać wyrywacza lasek” :) A u was pojawiły się ostatnio jakieś śmieszne słowa kluczowe?

poniedziałek, 12 listopada 2012

Moja wagowa historia

Pomyślałam sobie, że skoro ten blog w dużej mierze dotyczy tematu fitness i odżywiania i zaglądają na niego odchudzające się osoby, podzielę się z Wami "moją wagową historią”, która tak naprawdę nie była usłana różami. Może część moich doświadczeń przyda się komuś i skłoni do refleksji nad tym, by przy tej całej gonitwie po sylwetkę o której marzymy, nie zatracić siebie. Przy tej historii będą padały konkrety, dlatego podam też mój wzrost: 172 cm. 

Cofamy się o 8 lat. Jest rok 2004, byłam wtedy pierwszej klasie liceum, miałam 16 lat. Byłam normalną dziewczyną, ani grubą ani chudą. Nie pamiętam ile ważyłam, ale chciałam schudnąć. Zaczęłam zdrową dietę i ćwiczenia. Czułam się świetnie, ćwiczyłam dużo i sprawiało mi to przyjemność. Pamiętam, że po pewnym czasie ważyłam około 57-58 kg i trzymałam tę wagę.


Rok 2005, 17 lat. Tutaj zaczęły mi buzować hormony, wiek dojrzewania zaczął się na dobre. Mój organizm reagował nieposkromionym apetytem, jadłam po prostu bardzo dużo (w tym masę słodyczy i słonych przekąsek). Doszłam do jakichś 70 kg, na szczęście szło głównie w biust i pupę ;) Wbrew pozorom nie czułam się źle w tym czasie, nie przejmowałam się wagą. W szkole znalazłam świetne przyjaciółki, miałam też niezłe powodzenie wśród płci przeciwnej ;) ALE niestety spotkałam się z pewnymi nieprzyjemnymi komentarzami ze strony niektórych osób z mojej rodziny. Wiem, że nikt z nich nie miał nic złego na myśli, uwagi były puszczane luzem, ale usłyszenie takie coś dla nastolatki było naprawdę dużym ciosem. Postanowiłam „dać im popalić”, pokazać, że schudnę i będę lepsza od nich i chudsza od wszystkich.


Dlatego też postanowiłam przejść znowu na dietę. Jednak nie taką jak kiedyś (zdrową i ćwiczenia), ale zaczęłam jeść np. po 500 kcal dziennie albo nawet w ogóle nic. Oczywiście po kilku takich dniach miałam napady wilczego głodu. To błędne koło zaprowadziło mnie do około 75 kg... To była moja najwyższa waga i już nie czułam się z nią dobrze. Czułam się fatalnie. Byłam też w złym stanie psychicznym, ponieważ naprzemiennie głodziłam się i objadałam.


Potem na szczęście po pewnym czasie udało mi się wrócić do dobrych nawyków racjonalnego odżywania i ćwiczeń. Schudłam z powrotem do 70 kg, a następnie do około 64 i taką wagę trzymałam do końca liceum i na początku pierwszego roku studiów.


W roku 2007, pod koniec pierwszego roku studiów, zaczął się chyba najcięższy okres czasu, jaki przechodziłam. Nie będę wnikać w szczegóły, ale postanowiłam schudnąć za wszelką cenę. Szłam do celu po trupach. Przez okres około pół roku schudłam bardzo drastycznie i w niezdrowy sposób. Bywało, że na wadze widziałam poniżej 52 kg (choć z reguły było to około 54 kg). Byłam chuda, ale byłam też nieszczęśliwa. Schudnięcie nie rozwiązało moich problemów, wywołało ono powstanie nowych. Cierpiało moje zdrowie i dusza. Zanikła mi miesiączka, wypadały włosy, miałam wybroczyny na nogach, byłam bardzo osłabiona. To był bardzo zły czas i trwał ponad 2 lata (2007-2009).


Z czasem było jednak coraz lepiej. Zdałam sobie sprawę, że moje zdrowie jest najważniejsze i muszę o nie dbać. Po dwóch naprawdę beznadziejnych latach dużo rzeczy zaczęło się polepszać. Zaczęłam jeść normalnie i regularnie, wróciłam do wagi ok. 62 kg. Taką wagę trzymałam przez cały 2010 rok, byłam zadowolona z tego stanu rzeczy. Nie odchudzałam się.


Rok wrócenia do dobrych nawyków, regularnych posiłków i zwiększenia aktywności (spacery, taniec) spowodował, że waga zaczęła się normować i samoistnie spadła. Najpierw do ok. 59 kg.


W marcu wróciłam do regularnych ćwiczeń. Aktywność sprawiła, że ważę teraz ok. 57-58 kg, ale nawet nie miałam tego na celu. Teraz więc świadomie staram się jeść minimum 2100 kcal dziennie, by moja waga dalej nie spadała. Jestem szczęśliwa i zadowolona :) Tak naprawdę to wróciłam do punktu wyjścia, czyli roku 2004, pierwszej klasy liceum :) I tak niech zostanie! Teraz jedynie zajmuję się pracą nad ciałem, zmienieniem proporcji tłuszczu i mięśni, gdyż chciałabym mu nadać bardziej wysportowany charakter.

Mam nadzieję, że moja historia może skłonić kogoś do refleksji nad swoim sposobem życia. Pamiętajcie, w tej całej pogoni za sylwetką nie zatraćcie siebie. Nie dążcie do wyimaginowanych cyferek, nie kierujcie się tym, co zobaczycie na obrazku i nie słuchajcie kąśliwych uwag innych. Sama na swoim przykładzie przekonałam się też, że tylko odpowiednie żywienie i aktywność fizyczna są w stanie zagwarantować trwałe efekty bez uszczerbku na zdrowiu. To tyle co chciałam Wam przekazać, buziaki :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...