czwartek, 29 listopada 2012

Nowy fryz - obcięte i pocieniowane włosy

No i nie wytrzymałam długo z długimi i obciętymi na równo włosami. Brakowało mi lekko wycieniowanych włosów, ponieważ wtedy lepiej się układają. Tym razem oczywiście nie obcinałam sama, tylko udałam się do fryzjerki, na szczęście znam taką, która jeszcze nigdy krzywdy moim włosom nie zrobiła.

Wiem, że wiele dziewczyn zapuszcza i chce mieć długie włosy, ale ja nigdy się do moich włosów nie przywiązywałam - jak były już długie to zawsze ścinałam ;) Tak się stało i teraz.

Tak wygląda nowe obcięcie. Włosy są oczywiście po dwóch stronach równe, tylko tutaj mam przechyloną głowę i przedziałek na boku.

 Zdecydowałam się na skrócenie o około 15 cm oraz lekkie cieniowanie na końcach z przodu i z tyłu.

A jeśli chodzi o pieska, to jej stan się polepszył. Ale prawdopodobnie ma uszkodzone lub zerwane więzadło krzyżowe w kolanie. Jeśli będzie kolejny (już czwarty) nawrót kulawizny to niestety czeka ją operacja. Miejmy jednak nadzieję, że uda się tego uniknąć.

niedziela, 25 listopada 2012

Denko październik-listopad 2012

Przepraszam za zmniejszoną aktywność zarówno tutaj jak i na Waszych blogach, ale ostatnio nawarstwiło mi się kilka ważnych spraw. Po pierwsze, jestem w trakcie organizacji czegoś istotnego dla mnie, wiążącego się z pewnymi zmianami. Ale na razie nie zapeszam.

Poza tym mój psiak ostatnio poważnie choruje, ma problemy z tylnymi łapami i nie może chodzić. Wychodzę z nią w ciągu dnia tylko na dwa 5-minutowe spacery, by załatwiła swe potrzeby – resztę dnia leży, bo wszelki ruch sprawia jej ból. Jeżdżę z nią po weterynarzach, psich ortopedach, ma robione rentgeny... Póki co diagnozy nie ma, a pies strasznie cierpi. Jutro znowu jedziemy do ortopedy, może tym razem uda się coś zaradzić.

No nic, w każdym razie będę starała się dodawać notki nie rzadziej niż raz lub dwa razy w tygodniu. Dziś zapraszam Was na denko z ostatnich dwóch miesięcy. Zużyłam sporo kosmetyków do pielęgnacji – jestem zadowolona, bo część z nich to były kosmetyki na wykończeniu, czekające przez wiele dni, by je zużyć do końca.  
Zielony kolor – kosmetyki dobre, pomarańczowy – przeciętne, czerwony – złe.



1. Malwa Czarna Rzepa – szampon: mój ulubieniec :) Recenzja tutaj.

2. Babydream – szampon: używam go do zmywania olejów i ewentualnie do czyszczenia pędzli; w tych dwóch rolach spisuje się dobrze, w zwyczajnym myciu włosów już nie jest taki dobry.

3. Isana – pianka do golenia: bardzo dobra pianka, nie podrażnia i nie wysusza.

4. Alterra – olejek, brzoza i pomarańcza: używałam go do włosów, byłam zadowolona z efektów, ale bez szału.

5. Ava Eco Garden – krem: świetnie nawilżał i bardzo go lubiłam, ale dopiero jak go odstawiłam to przekonałam się, że to on miał swój wkład w zapychanie mojej twarzy i wywoływanie wyprysków. Wcześniejsza recenzja tutaj.

6. Wellness & Beauty – peeling na bazie soli morskiej, algi i minerały morskie: dobry kosmetyk, bardzo się polubiliśmy, trzeba uważać jednak, by nie stosować go na podrażnioną skórę, bo pieczenie jest nieziemskie.

7. Be Beauty – masło do ciała, lemon: całkiem dobre i ładnie pachnące masło z Biedronki, niestety miało strasznie gęstą konsystencję, przez co trudno się nakładało.

8. Adidas – żel pod prysznic vitality: miał świetny zapach i delikatne drobinki (delikatniejsze od peelingu). Uwielbiałam go stosować po treningu.

9, 10. Finale – żele pod prysznic: można kupić je w Lidlu za 1,79 zł :) Bardzo je polubiłam, są tanie, ładnie pachną i nie wysuszają skóry. Są jednak dość rzadkie, przez co mało wydajne.

11. Lactacyd – emulsja  do higieny intymnej: testowałam wiele tego typu kosmetyków, ale ten jest moim faworytem i używam go niezmiennie od kilku lat. To duże opakowanie 400 ml jest dostępne w Biedronce za ok. 16 zł, podczas gdy np. w Rossmannie 200 ml jest chyba za 12 zł.

12. Blend-a-med – pasta do zębów, szałwia i eukaliptus: kupuję ją jak nie mam pomysłu jaką pastę kupić, jest przyjemna, ale jak dla mnie ma zbyt delikatny smak.

13. Colgate Herbal White – pasta do zębów: używam jej zamiennie z innymi pastami od wielu lat, jedna z moich ulubionych drogeryjnych past.


Nowości wśród moich kosmetyków jest niewiele, nadal skupiam się na zużywaniu zapasów i jeśli robię zakupy, to kupuję tylko kosmetyki, które potrzebuję, gdy ich poprzednicy mi się kończą.


Żel pod prysznic Adidas Gym Vibes – zakupiłam go, bo bardzo spodobał mi się jego zapach, świetnie orzeźwia po treningu.
Maskara Maybelline The Colossal Volume – kończy mi się mój znielubiany Lash Accelelator, więc zakupiłam tę. Choć to jedna z najbardziej znanych i lubianych maskar, ja wcześniej jej nie miałam. Przyznam jednak, że wielkiego „wow” na mnie nie zrobiła.
Pędzel Hakuro H51 – używam go do nakładania podkładu, przyszedł do mnie w tym tygodniu i jestem z niego bardzo zadowolona. Jest dość ciężki, ale nie jest to dużym problemem, poza tym jest mięciutki i nie wypada z niego włosie. Coś czuję, że na jednym pędzlu Hakuro się nie skończy, już planuję zakup kolejnych :)

To tyle na dzisiaj, pozdrawiam Was serdecznie :)

środa, 21 listopada 2012

4 uzupełniające treningi dostępne dla każdego

Jak już wiecie, moim podstawowym treningiem, któremu się poświęcam, jest trening siłowy (wrażenia z aktualnego planu opiszę na początku grudnia). Ćwiczę tak około 3 dni w tygodniu. Ostatnio jednak poczułam mały niedosyt i nabrałam chęci, by ćwiczyć jeszcze dodatkowo ok. 2 dni w tygodniu. Szukałam czegoś dość dynamicznego, a zarazem niezbyt eksploatującego. Przedstawię Wam zatem moje 4 ulubione treningi, które od listopada wykonuję w dni niesiłowe. Może któryś z tych treningów również Wam się spodoba?

1. Yoga Meltdown z Jillian Michaels

Źródło: amazon.com
Bardzo fajny trening z elementami jogi. Na razie robię level 1, ale za jakiś czas przerzucę się na level 2. Pozycje nie są skomplikowane, każdy powinien sobie z nimi poradzić, a na filmiku pokazywane są różne poziomy trudności wykonywania danego ćwiczenia.
Link do Level 1: tutaj
Level 2: chomik :]

2. Kardio z Fitappy

Źródło: youtube
Szukałam jakiegoś niezbyt długiego treningu kardio do wykonywania w domu i ten z kanału fitappy jest od dawna moim faworytem. To co lubię, czyli minimum udziwnień oraz prosty układ. 8 rund daje popalić, ale jest to przyjemne zmęczenie.
Link do filmiku: tutaj

3. I want those ABS z Tamilee Webb
 
Źródło: Tamille Webb I Want Those ABS
Miałam jakiś miesiąc przerwy od Tamilee Webb, ale wróciłam do niej – zarówno z sentymentu jak i z tego powodu, że jest to mój ulubiony zestaw na brzuch. Na filmiku są dwa 15-minutowe zestawy, danego dnia wykonuję je zamiennie. Podczas wykonywania ćwiczeń naprawdę czuć solidną pracę mięśni brzucha. Ponadto Tamilee cały czas udziela nam wskazówek odnośnie techniki wykonywania danego ćwiczenia (a niestety niektórzy instruktorzy robią to bardzo pobieżnie), dzięki czemu uczymy się wykonywać je prawidłowo bez ryzyka kontuzji.
Link do filmiku: tutaj lub w lepszej jakości na chomiku.

W ciągu jednego dnia zazwyczaj łączę dwa z powyższych trzech treningów i robię je bezpośrednio po sobie (takie zestawy to np. joga + kardio / joga + Tamilee / kardio + Tamilee).


4. Jogging
Ostatnim moim uzupełniającym treningiem jest około 30/40-minutowy jogging. Jeśli go wykonuję w jakiś dzień, to wtedy nie dokładam już żadnego z wcześniej wymienionych treningów. Biegania nie traktuję zbyt ambicjonalnie, tylko rekreacyjnie. Zazwyczaj przyjmuje ono rolę spokojnej przebieżki rano przed śniadaniem. Spokojnie sobie truchtam, jeśli czuję zmęczenie, to bieg zmieniam na minutę lub dwie marszu. Nie czuję presji, nie liczę przebiegniętych kilometrów czy prędkości. Właśnie takie „bezstresowe” bieganie lubię najbardziej. Jeśli nie możecie przekonać się do biegania, polecam spróbować właśnie opisany powyżej sposób. 

Źródło: tumblr.com
Chciałybyście z nimi pobiegać? ;]

niedziela, 18 listopada 2012

Zakupowa lista życzeń na zimę

Czas na zimową listę zakupów. Jeśli chodzi o listę jesienną, to zakupiłam z niej sztangę (którą już pokazywałam) oraz granatowy sweter Abercrombie (model Abigail), z którego jestem bardzo zadowolona.
W każdym razie grudzień za pasem, a to oznacza, że w sklepach będą czyhać na nas świąteczne promocje. Postanowiłam wykorzystać ten czas na zakupy kosmetyczne - zwłaszcza, że przez jesień nie kupowałam praktycznie żadnych nowych kosmetyków, tylko zużywałam zapasy. Liczę więc na to, że uda mi się załapać w Sephorze lub Douglasie na jakieś okazje – raczej powinni zorganizować coś przed świętami lub tuż po nich.

1. Kosmetyki do makijażu twarzy

Źródła zdjęć: chanel.com, clinique.com, chicprofile.com

Pierwszy punkt na mojej liście zajmują kosmetyki do makijażu twarzy - głównie róż i puder. Jako że szczęśliwie jestem na wykończeniu moich obecnych, postanowiłam, że zamiast kilku nowych pierdółek kupię sobie jeden lub dwa z wyższej półki. Kolorówka starcza mi na dość długo (np. zużycie różu zajmuje mi 1,5 roku), więc uważam, że to dobra decyzja. Jeszcze się zastanawiam, co dokładnie kupię, ale biorę pod uwagę produkty na powyższym kolażu: puder sypki Chanel, rozświetlające meteoryty Guerlain i róż Clinique, ale to głównie zależy od tego, czy będą jakieś świąteczne promocje na te marki, bo nie uśmiecha mi się kupić ich w cenie regularnej.

2. Książka Lauren Conrad Beauty 

Źródło: laurenconrad.com

Uwielbiam Lauren (choć pewnie nie wszyscy o niej słyszeli, została znana dzięki serialom MTV: Laguna Beach i The Hills). Bardzo lubię zaglądać też na jej stronę laurenconrad.com, gdzie pisze m.in. na tematy modowe i urodowe. Ta książka miała swoją premierę miesiąc temu, zawiera 288 stron urodowych porad i bardzo chciałabym ją posiadać.

3. Henna Lush Caca Brun 

Źródło: lush.com

Postanowiłam zafarbować włosy henną. Co prawda jestem dość zadowolona z aktualnego (naturalnego) koloru włosów, ale trochę brak mu wyrazu. Wybrałam hennę Lush, zachęcona recenzją Homeostasis.

4. Pędzle Hakuro

Źródło: pedzlehakuro.pl

W planach mam H50 (do podkładu) oraz H55 (do pudru sypkiego i prasowanego). A może któraś z Was używała tych pędzli, znacie jakieś godne polecenia modele? Głównie chodzi mi o takie przeznaczone do pudrów, podkładów, bronzerów, róży i rozświetlaczy.

To już wszystko. Jest tego trochę, ale są to przemyślane wybory. Zauważyłam, że robienie takiej listy bardzo pomaga, gdyż dzięki temu nie wydaję pieniędzy na niepotrzebne rzeczy i kupuję tylko to, czego naprawdę chcę i potrzebuję.

Jeśli chodzi o książkę Lauren, to prawdopodobnie „zamówię” ją sobie u kogoś z bliskich jako prezent świąteczny. No właśnie, teraz mała dygresja odnośnie prezentów świątecznych. Nie wiem jaki Wy macie stosunek do prezentów, ale ja zawsze pytam każdego, co chce dostać na święta i sama też nie mam problemów z mówieniem, z jakiego prezentu bym się ucieszyła. Znam osoby, które oburzają się słysząc o podobnej praktyce i twierdzą, że przez to zanika magia prezentów. Ja jednak jestem zdania, że lepiej dostać coś, o czego naprawdę się potrzebuje lub o czym się marzy, niż przy otwarciu prezentu sztucznie się uśmiechać i ukrywać rozczarowanie. No ale cóż, tradycjonalistką nie jestem i nigdy nie byłam, powiem Wam nawet, że nie przepadam szczególnie za świętami, dlatego staram sobie umilić ten czas właśnie jakimiś małymi zakupami :)

czwartek, 15 listopada 2012

Pośmiejmy się, czyli wyszukiwane słowa kluczowe nr 2

Po przekopaniu mojego blogowego Analyticsa przedstawiam Wam drugą porcję śmiesznych słów kluczowych, które wpisywali do wyszukiwarki ludzie trafiający na mój blog (pierwsza część tutaj). Poprawa humoru gwarantowana :] 

źródło: grafika google

Z serii „dziwolągi”:
tłuste włosy u psa
prostownik do wlosow
dyskomfort obserwatora przykłady
moja torebka do kosciola blog (znowu! co ludzie mają z tymi torebkami do kościoła? :))
6 weidera efekty u pośladki (a kto to jest pośladka? :))
biceps magdy
tłuste włosy niemowlakowi
max factor puff czy rimel sray mat

Wyznania:
nigdy nie miałam pryszczy
kochamy rajstopy
obcielam wlosy zaluje
nie lubie mieć dużo w torebce
ćwiczę z mel b i wyglądam super schudłam
przy cwiczeniach pokazuja sie gurki na rekach

Dylematy:
ile trzeba włożyć wysiłku aby dobrze wyglądać   
co sie stanie jak nie odpowiem na pytanie obrona magisterska
jak zapełnic zeszyt
nie studiowałam filologi ale chciałabym nadrobic ten czas jak zacząc
jak sie odegrac na ekspedientce
natura chamska obsługa (jak widać nie tylko ja miałam problem z ekspedientkami z Natury!)
chce pocieniować tylko dół włosów jakieś zdjęcia ??
co nosić w torebce
kupujecie pastę do zębów w biedronce
moje włosy nie pasują do mnie jak mam się obciąć
czy mogło mi sie zmniejszyc wciecie w talii

Z serii „każda potwora znajdzie swojego amatora” ;)
16 latka pokazuje swój brzuch i pół pępka
blondynka duze cycki
muskularne męskie uda
jak wygląda kobieta z wielkimi cycek zajęcia
chude baby
laski w rajstopach
jak wygląda kobieta puszysta
legginsy chuda
pryszcze w okolicach intymnych
mendy w rzesach

Obcinanie rodem z horroru ;)
zmusił do obcięcia
nie obcinaj moich włosów
tata scina moje wlosy
obcinanie głowy
obcięte cycki
rzesy u psa obcinanie

Relacje damsko-męskie:
przy chłopaku sie popłakałam
obnażyłem się przed znajomą
olka kocha adriana
jak rozpoznać wyrywacza lasek
czy mgielka z playboy it sexy podoba sie chlopakom

Tym razem jak dla mnie wygrywa „obnażyłem się przed znajomą” i „jak rozpoznać wyrywacza lasek” :) A u was pojawiły się ostatnio jakieś śmieszne słowa kluczowe?

poniedziałek, 12 listopada 2012

Moja wagowa historia

Pomyślałam sobie, że skoro ten blog w dużej mierze dotyczy tematu fitness i odżywiania i zaglądają na niego odchudzające się osoby, podzielę się z Wami "moją wagową historią”, która tak naprawdę nie była usłana różami. Może część moich doświadczeń przyda się komuś i skłoni do refleksji nad tym, by przy tej całej gonitwie po sylwetkę o której marzymy, nie zatracić siebie. Przy tej historii będą padały konkrety, dlatego podam też mój wzrost: 172 cm. 

Cofamy się o 8 lat. Jest rok 2004, byłam wtedy pierwszej klasie liceum, miałam 16 lat. Byłam normalną dziewczyną, ani grubą ani chudą. Nie pamiętam ile ważyłam, ale chciałam schudnąć. Zaczęłam zdrową dietę i ćwiczenia. Czułam się świetnie, ćwiczyłam dużo i sprawiało mi to przyjemność. Pamiętam, że po pewnym czasie ważyłam około 57-58 kg i trzymałam tę wagę.


Rok 2005, 17 lat. Tutaj zaczęły mi buzować hormony, wiek dojrzewania zaczął się na dobre. Mój organizm reagował nieposkromionym apetytem, jadłam po prostu bardzo dużo (w tym masę słodyczy i słonych przekąsek). Doszłam do jakichś 70 kg, na szczęście szło głównie w biust i pupę ;) Wbrew pozorom nie czułam się źle w tym czasie, nie przejmowałam się wagą. W szkole znalazłam świetne przyjaciółki, miałam też niezłe powodzenie wśród płci przeciwnej ;) ALE niestety spotkałam się z pewnymi nieprzyjemnymi komentarzami ze strony niektórych osób z mojej rodziny. Wiem, że nikt z nich nie miał nic złego na myśli, uwagi były puszczane luzem, ale usłyszenie takie coś dla nastolatki było naprawdę dużym ciosem. Postanowiłam „dać im popalić”, pokazać, że schudnę i będę lepsza od nich i chudsza od wszystkich.


Dlatego też postanowiłam przejść znowu na dietę. Jednak nie taką jak kiedyś (zdrową i ćwiczenia), ale zaczęłam jeść np. po 500 kcal dziennie albo nawet w ogóle nic. Oczywiście po kilku takich dniach miałam napady wilczego głodu. To błędne koło zaprowadziło mnie do około 75 kg... To była moja najwyższa waga i już nie czułam się z nią dobrze. Czułam się fatalnie. Byłam też w złym stanie psychicznym, ponieważ naprzemiennie głodziłam się i objadałam.


Potem na szczęście po pewnym czasie udało mi się wrócić do dobrych nawyków racjonalnego odżywania i ćwiczeń. Schudłam z powrotem do 70 kg, a następnie do około 64 i taką wagę trzymałam do końca liceum i na początku pierwszego roku studiów.


W roku 2007, pod koniec pierwszego roku studiów, zaczął się chyba najcięższy okres czasu, jaki przechodziłam. Nie będę wnikać w szczegóły, ale postanowiłam schudnąć za wszelką cenę. Szłam do celu po trupach. Przez okres około pół roku schudłam bardzo drastycznie i w niezdrowy sposób. Bywało, że na wadze widziałam poniżej 52 kg (choć z reguły było to około 54 kg). Byłam chuda, ale byłam też nieszczęśliwa. Schudnięcie nie rozwiązało moich problemów, wywołało ono powstanie nowych. Cierpiało moje zdrowie i dusza. Zanikła mi miesiączka, wypadały włosy, miałam wybroczyny na nogach, byłam bardzo osłabiona. To był bardzo zły czas i trwał ponad 2 lata (2007-2009).


Z czasem było jednak coraz lepiej. Zdałam sobie sprawę, że moje zdrowie jest najważniejsze i muszę o nie dbać. Po dwóch naprawdę beznadziejnych latach dużo rzeczy zaczęło się polepszać. Zaczęłam jeść normalnie i regularnie, wróciłam do wagi ok. 62 kg. Taką wagę trzymałam przez cały 2010 rok, byłam zadowolona z tego stanu rzeczy. Nie odchudzałam się.


Rok wrócenia do dobrych nawyków, regularnych posiłków i zwiększenia aktywności (spacery, taniec) spowodował, że waga zaczęła się normować i samoistnie spadła. Najpierw do ok. 59 kg.


W marcu wróciłam do regularnych ćwiczeń. Aktywność sprawiła, że ważę teraz ok. 57-58 kg, ale nawet nie miałam tego na celu. Teraz więc świadomie staram się jeść minimum 2100 kcal dziennie, by moja waga dalej nie spadała. Jestem szczęśliwa i zadowolona :) Tak naprawdę to wróciłam do punktu wyjścia, czyli roku 2004, pierwszej klasy liceum :) I tak niech zostanie! Teraz jedynie zajmuję się pracą nad ciałem, zmienieniem proporcji tłuszczu i mięśni, gdyż chciałabym mu nadać bardziej wysportowany charakter.

Mam nadzieję, że moja historia może skłonić kogoś do refleksji nad swoim sposobem życia. Pamiętajcie, w tej całej pogoni za sylwetką nie zatraćcie siebie. Nie dążcie do wyimaginowanych cyferek, nie kierujcie się tym, co zobaczycie na obrazku i nie słuchajcie kąśliwych uwag innych. Sama na swoim przykładzie przekonałam się też, że tylko odpowiednie żywienie i aktywność fizyczna są w stanie zagwarantować trwałe efekty bez uszczerbku na zdrowiu. To tyle co chciałam Wam przekazać, buziaki :)

sobota, 10 listopada 2012

Mój dzienny jadłospis nr 3

Przedstawiam Wam moje kolejne fotomenu, które pochodzi z tej soboty. W weekendy zawsze mam więcej czasu na spokojne przyrządzanie posiłków (a przede wszystkim na ich sfotografowanie oraz wpisanie do kalkulatora). Notkę wzbogaciłam o tabelę kcal i wartości odżywczych, jedyne czego nie wliczyłam do niej to 2 kawy z mlekiem.


Ostatnio staram się jeść trochę więcej węglowodanów niż tłuszczu – chcę zobaczyć, jak na to będzie reagował mój organizm. Póki co zauważyłam na pewno więcej energii i siły. Poniżej fotografie poszczególnych posiłków:

I. Tak wygląda 90% moich śniadań – placek owsiany z jogurtem naturalnym i kawa. Zauważyłam, że już nic innego mi na śniadanie nie smakuje :)


II. Przed treningiem: wołowina, ryż parboiled, pomidory z domowym sosem vinegret.


 
III. Po treningu: pół banana i pomarańcza (na talerzu moja inwencja twórcza :P), białko serwatkowe


IV. Chleb żytni razowy z masłem, pierś kurczaka, pomidory z vinegret.


V. Serek wiejski + migdały


Jeśli chodzi o ćwiczenia, to melduję, że za mną już 3 treningi z aktualnego planu. Treningi te bardzo mi się spodobały, zwłaszcza że sztanga jest często w użyciu :) Poza tym w dni niesiłowe nabrałam ochoty na dodanie czegoś nowego, postanowiłam spróbować ćwiczeń z elementami jogi - wczoraj np. było to Yoga Meltdown z Jillian Michaels. A teraz lecę spać, bo już północ, pozdrowienia :)

czwartek, 8 listopada 2012

Jessica Biel – piękne ciało i inspirujący styl życia

Chciałabym Wam przedstawić jedną z moich inspiracji – Jessicę Biel. Pokazywałam jej zdjęcia już w tej notce i wielu z was spodobała się jej figura. 
Postanowiłam poszukać informacji o tym, jak Jessica pracuje nad swoim ciałem. [Źródła: tu i tu]. Oto najważniejsze założenia treningów i diety Jessiki - jak widać nie są one skomplikowane i każdy, o ile tylko ma chęci, może się do nich stosować.
  •  Jessica trenuje 3 razy w tygodniu siłowo, ćwiczy na wolnych ciężarach (np. hantle, sztanga) oraz z obciążeniem własnego ciała (np. pompki), często wykonuje ćwiczenia złożone


  • wolny czas lubi spędzać na świeżym powietrzu – spaceruje z psami, biega (jogging, sprinty)
Coś mnie łączy z Jessiką - mamy podobne psy :)

Jak widać nawet Justinowi spodobał się aktywny tryb życia :)



  • nie zapomina o stretchingu, jest fanką jogi

  • dieta Jessiki jest zbilansowana, z przewagą białka i węglowodanów złożonych, Jessica wybiera nieprzetworzone i organiczne jedzenie, sama robi zakupy i gotuje w domu

  • tutaj filmik o tym, jak Jessica przygotowywała się do roli łuczniczki w filmie Blade Trinity, trenowała wówczas bardzo ciężko: 


A na koniec kilka inspirujących zdjęć przedstawiających Jessicę - według mnie ma niesamowite ciało, piękną twarz i wygląda świetnie zarówno na sportowo jak i w eleganckim wydaniu.


Dla mnie Jessica jest jedną z osób, które naprawdę mnie inspirują - bardzo podoba mi się jej figura i podejście do aktywnego stylu życia. Oprócz filmów z obecnych lat, pamiętam ją jeszcze jak kiedyś grała w moim ulubionym serialu o rodzinie pastora - "Siódme Niebo". A Wy co sądzicie o Jessice?

poniedziałek, 5 listopada 2012

Szwecja i powrót do szarej rzeczywistości

Witam wszystkich w ten niezbyt przyjemny poniedziałkowy poranek :)

Wczoraj wróciłam ze Szwecji. Był to krótki wyjazd, ale za to intensywny: rejs promem z Gdyni do Karlskrony, całodzienny pobyt w Karlskronie i powrót też promem. Podzielę się z Wami kilkoma zdjęciami.

To jeszcze z terminalu z Gdyni. Statek był ogromny!

 Kabina na promie jest dość przestronna – wygląda jak mały pokoik.

Wypływamy z Gdyni, w tle widać kontenery :)

Na statku można wszędzie chodzić, najlepsze widoki są z pokładu na samej górze. Na tym zdjęciu jest 7 rano i dopływamy do Szwecji.

Z Karlskrony do Gdyni jest tylko 263 km – trochę się zdziwiłam, bo nie wiedziałam, że to tak blisko.

Na rynku głównym w Karlskronie, miasto zostało założone w XVII wieku. 

W okolicach Targu Rybnego jest malownicza zatoczka.

Targ Rybny. Szkoda tylko, że już nie można tam kupić żadnych ryb – pozostała tylko rzeźba Rybaczki.

Ach, chciałabym mieszkać w jednym z takich ceglanych bloczków. Zawsze podobały mi się takie ceglane budynki, niekoniecznie w Szwecji. Może kiedyś:)

W Muzeum Morskim. Naprawdę fajnie zrobione muzeum, można zobaczyć wszystko związane ze statkami i marynarką wojenną od średniowiecza aż po dzień dzisiejszy. Na zdjęciu galiony – rzeźby umieszczane na dziobach statków.

Na koniec pokażę Wam Björkholmen – to najstarsza dzielnica Karlskrony z małymi, drewnianymi domkami, w których mieszkali kiedyś marynarze i stoczniowcy.  

Dla mnie te domki wyglądają jak z klocków Lego. Ale naprawdę tam ktoś mieszka.

Bardzo spodobały mi się wystroje okien. W szwedzkich domach i mieszkaniach okna są naprawdę ładnie udekorowane – zazwyczaj małymi lampkami, kwiatami i krótkimi firankami.

W Karlskronie wiele osiedli położonych jest też na wysepkach. To już koniec wirtualnego zwiedzania. Mam nadzieję, że udało mi się Was zaciekawić :) 

Jest właśnie 9 rano i powiem Wam, że strasznie nie chce mi się zaczynać nowego tygodnia. Wczoraj w niedzielę jak wróciłam dopadł mnie dół, dziś jest nie lepiej ;) Pocieszam się jednak faktem, że już zrozumiałam, czego chcę w najbliższej przyszłości. Będzie się to wiązało z dość sporymi zmianami, jednak jestem na nie w pełni gotowa. Wszystko powinno się wyjaśnić już nawet w listopadzie, więc na razie nie zapeszam.
Póki co korzystam z wolnego od pracy przedpołudnia. Właśnie jem placek owsiany, zaraz ponadrabiam zaległości na Waszych blogach, a za jakieś półtorej godzinki zrobię trening z nowego planu. Jestem bardzo ciekawa, jak ten trening wyjdzie w praktyce, bo kilka ćwiczeń jest dla mnie nowych i jeszcze ich nie wykonywałam. To tyle na dziś, życzę Wam i sobie (:]) wielu sił i energii na ten tydzień!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...